Wakacje na Sardynii nie muszą być drogie! Choć Sardynia nie jest najtańszym miejscem we Włoszech, poza sezonem ceny są bardziej niż przystępne. Dodatkowo można cieszyć się najpiękniejszymi plażami Europy i krystalicznie czystą wodą bez tłumów turystów.
Znacznie łagodniejsza pogoda, już nie tak tak uciążliwa jak latem, ale atrakcje i uroda wyspy nadal tak samo fantastyczne. Dlatego też warto rozważyć wyjazd na Sardynię poza szczytem sezonu, aby móc cieszyć się wszystkim, co ma do zaoferowania, nie wydając majątku.
Marzyliśmy o wakacjach na Sardynii od dawna, ale kiedy tylko zabieraliśmy się do planowania, zawsze okazywało się, że nasz budżet i psychika tego nie przetrwają. Nic dziwnego, dłuższy urlop mogliśmy zaplanować tylko na początku sierpnia, kiedy całe Włochy opanowuje wakacyjna gorączka, ceny szybują w kosmos, a upał staje się nie do zniesienia…
Kiedy tylko opracowaliśmy system unikania tego najgorszego momentu na wywczasy, okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Spis treści
- 1 Wakacje na Sardynii w rozsądnej cenie – jak je zaplanować?
- 2 Sardynia cześć północna, co zobaczyć w tydzień?
- 3 Miasta i miasteczka północnej Sardynii
- 4 Groty Neptuna (Grotte Nettuno)
- 5 Sardynia, co skrywa w środku?
- 6 Nuraghe, tajemnicze budowle
- 7 Archipelag La Maddalena
- 8 Wakacje na Sardynii – najpiękniejsze plaże Europy
- 9 Sardynia samochodem – czy to dobry pomysł?
Wakacje na Sardynii w rozsądnej cenie – jak je zaplanować?
Oto kilka subiektywnych podpowiedzi, jak oswoić wakacje na Sardynii
- W żadnym wypadku nie jedźcie na Sardynię w sierpniu. Wtedy urlopują się całe Włochy, jest to najdroższy okres wakacji. Dodatkowo dobije Was skwar, a wszędzie będzie tłum i trudno będzie nacieszyć się atrakcjami.
- Maj, czerwiec, wrzesień, a nawet początek października to najlepszy moment na sardyńskie wakacje. Cena zakwaterowania będzie kilkakrotnie niższa. Dla przykładu nasze zeszłoroczne mieszkanie w połowie sierpnia to koszt ok, 4000 zł (za tydzień), pod koniec września już tylko ok. 1400 zł. Różnica warta rozważenia? Pogoda pod koniec września nadal jest doskonała!
- Zastanówcie się nad zakwaterowaniem z dala od znanych kurortów czy morza. I tak, żeby zwiedzić wyspę, potrzebny Wam samochód. Warto poszukać fajnego mieszkanie nieco na uboczu, w dużo bardziej atrakcyjnej cenie.
- I przechodzimy do kolejnej podpowiedzi: wynajmijcie mieszkanie zamiast pokoju. Różnica w cenie będzie niewielka, może nawet żadna, a da Wam to elastyczność w kwestii posiłków. Niektóre z nich możecie przygotować sami i nie mam na myśli pełnoetatowego gotowania. Można kupić świeże dania gotowe czy lokalne sery, wędliny i warzywa i czasami zjeść smacznie, na własnym tarasie, za ułamek restauracyjnej ceny.
- Wynajem samochodu w wysokim sezonie to wyzwanie, trzeba rezerwować dużo wcześniej, a ceny i tak są o ok. 50% wyższe, niż w sezonie niskim. Jeśli z jakiegoś powodu jednak planujesz wyjazd w lipcu lub sierpniu, zarezerwuj auto najszybciej, jak to możliwe.
- -Najważniejsza, według nas, zasada to organizowanie wyjazdu z dużym wyprzedzeniem, coraz rzadziej trafiają się ciekawe oferty last minute. Ceny biletów lotniczych w momencie budowania siatki połączeń są atrakcyjne, wybór zakwaterowania duży, łatwiej można więc wybrać coś dopasowanego do Waszych potrzeb.
- -Paliwo we Włoszech jest dość drogie, warto poświęcić nieco więcej czasu na dobre zaplanowanie zwiedzania, żeby nie tracić cennego urlopu i nie nabijać kilometrów przez złe poukładanie trasy. Jeśli chcecie zobaczyć większy kawałek wyspy, lepiej rozważyć urlop na zasadzie objazdówki, z noclegami w rożnych miejscach. Sardynia to jednak całkiem spora wyspa.
Sardynia cześć północna, co zobaczyć w tydzień?
Wiecie już, że wcale nie musi być drogo, ale co można zobaczyć w tydzień?
Ano można zobaczyć całkiem sporo, chociaż na pewno dwa tygodnie dają więcej możliwości 🙂
Jedno jest pewne, nie poznacie całej wyspy w tydzień, czy nawet dwa. Według nas najlepiej podzielić zwiedzanie na część północną i południową.
My zaczęliśmy naszą sardyńską przygodę od północy, a nasze subiektywne „must see” zdradzamy poniżej:
- Miasta i Miasteczka. Większe miasta to zdecydowanie Alghero i cudowna, kolorowa Bosa. Olbia nas nie zachwyciła, chociaż pewno może się podobać. Jak to mówia, …de gustibus non disputandum est … Mniejsze , klimatyczne miasteczka: Castelsardo, Palau i Santa Teresa di Gallura
- Cuda natury. Miłośnicy natury nie mogą przegapić Groty Neptuna (Grotte Nettuno) i Capo Caccia na zachodzie wyspy. Na wschodzie zachwyca Archipelag Maddalena (szczególnie Caprera)
- Interior. Nie można pominąć sardyńskiego interioru: Valle delle Luna (Księżycowa Dolina) czy kamiennego miasteczka Tempio Pausania
- Nuraghe, czyli trochę historii . Te tajemnicze budowle maja ponad 2000 lat, jest ich na Sardynii ok 7000, mniejszych, większych, dzikich czy biletowanych… Zobaczcie chociaż jedną.
- Drogi panoramiczne. Jedna z nich to Strada Panoramica Valle della Luna, między północnym wybrzeżem a miasteczkiem Aggius. Druga to piękna droga 49 na zachodnim wybrzeżu, między Alghero a Bosa.
Wszystkie te przyjemności koniecznie trzeba okrasić przerwami na pięknych, sardyńskich plażach.
Miasta i miasteczka północnej Sardynii
Najbardziej lubimy odwiedzać te mniejsze miasteczka, w których króluje spokój, czasami nawet nieco senna atmosfera. Gdzie można przysiąść i porozmawiać z mieszkańcami, czy właścicielem baru, gdzie nikt się nigdzie nie spieszy…
Tak naprawdę, to każde z poniższych miasteczek mogłoby być naszą bazą wypadową.
Alghero
Nazywane jest sardyńska Barcelonettą, albo małą Barceloną, ale my poczuliśmy trochę jak w apulijskim Bari. Spacer wzdłuż murów obronnych z widokiem na morze i port teleportował nas na południe włoskiego półwyspu…
Alghero można zwiedzać śledząc wskazówki przewodników, albo zagubić się w klimatycznych uliczkach, przemierzyć tam i z powrotem nadmorską trasę, czy nacieszyć oczy widokami na morze i przylądek Capo Caccia.
My wybraliśmy tę druga wersję, upalny wrześniowy dzień był stworzony do takiego leniwego delektowania się chwilą. Zaczęliśmy spacer na Promenadzie Barcelona, przy której czekało na nas ostatnie wolne miejsc na bezpłatnym parkingu.
Zachwyciliśmy się murami z widokiem na port. Spacerując, możecie pooglądać średniowieczne machiny wojenne, a później zatrzymać się w jednej w sympatycznych knajpek. Morska bryza nawet w upalny dzień daje wytchnienie… Podążając dalej wzdłuż murów dotrzecie do placu Sulis, znajdującego się obok jednej z wielu wież obronnych, Torre dell’Espero Real.
Wśród dachów kamienic będziecie mogli dostrzec kopulę kościoła Świętego Michała. Nie byle jaka to kopuła! Pokryta bajkową, kolorową dachówką, nie bez powodu stała się symbolem Alghero. Dokładnie taką samą kopułę znajdziecie w Olbii, ale jakoś w tamto szykowne otoczenie nie wpasowała się tak idealnie. Aktualnie kościół jest w remoncie, a kopułę najlepiej widać z pewnego oddalenia, właśnie z okolic placu Sulis.
Krążyliśmy sobie spokojnie po starówce, kiedy znienacka pojawiła się przed nami samotna wieża. Doskonale wpasowana w przestrzeń między kamienicami, była doskonałym zakończeniem wąskiej uliczki. Postanowiliśmy okrążyć budowlę, i okazało się, że jest gotycka dzwonnica, przynależąca do miejscowej Katedry. Całkowicie neoklasycystycznej, jakby wyrwanej z zupełnie z innej bajki… Taki awers i rewers..
Co zobaczyć w Alghero, poza piękną starówką?
Zajechaliśmy do Alghero po niezłej wyżerce, ale skusiliśmy się na lody … I tutaj włoska rzeczywistość nas pokonała… ozmiar małej porcji, nawet jak na Włochy, był mocno przesadzony. W upale to cudo topniało szybciej, niż byliśmy w stanie konsumować. W efekcie zakończyłam wycieczkę jako czekoladowy prosiak z odmrożonym podniebieniem. Niemniej jednak było to najlepsze „cioccolato fondente”, jakie jadłam od dłuższego czasu, pistacja też była niczego sobie. Darmowa rada: jeśli nie jesteście mistrzem w szybkim pożeraniu lodów, uważajcie na włoską wielkość porcji, nie dajcie się zwieść pozorom. Włoska porcja ma się nijak do żałosnych, maleńkich gałeczek serwowanych w Polsce.
Na koniec pozostaje jeszcze zatopienie się w nieco innej, bardziej współczesnej atmosferze. W końcu Alghero to nie tylko stare miasto.
Spacer po Promenadzie Barcelona doprowadził nas do Młyńskiego Koła, przejażdżka tym diabelskim wynalazkiem musi być szczególnie atrakcyjna wieczorem. My niestety tyle czasy nie mieliśmy, czekała nas jeszcze jedna atrakcja w okolicy, a później daleka droga na nasze północne wybrzeże. „Aperitivo” w jednej z sympatycznych knajpek, ostatni rzut oka na port i czas pożegnać klimatyczne Alghero.
Bosa
Włoskie miasteczka mają to do siebie, że większość z nich jest klimatyczna i czarująca.
Dlaczego Bosa miałaby się jakoś wyróżniać? Pięknie położona na wzgórzu, jak kapeluszem nakryta średniowiecznym zamkiem rodziny Malaspina. Podobno jest stąd fantastyczny widok na całą okolicę, ale tego nie sprawdziliśmy. W dolnej części, przerzucony nad rzeką Temo, zaprasza do miasteczka kamienny most, zaraz potem traficie na plątaninę wąskich uliczek.
Domki jak pudełeczka zapałek kaskadowo opadają w dół wzgórza, wszystkie radośnie kolorowe, a każdy inny, wciągają w ten labirynt wąskich uliczek. Mieszkańcy dbają, żeby było atrakcyjnie. Dużo kwiatów, donic z oleandrami, ozdoby na ścianach. Tu i tam ławeczki, gdzieniegdzie wyleguje się kot…Poczuliście ten relaksujący klimat?
Do Bosy dotarliśmy na koniec dnia, upał powoli zamienił się w przyjemne ciepełko, światło stało się ciepłe i miękkie, a miasteczko ciche i spokojne, ale nie sprawiające wrażenia wymarłego. To co był za chill! Idealne miejsce na spacer i aperitivo.
Kiedy już nacieszycie oczy kolorami na prawym brzegu, możecie wrócić na jej lewą stronę. Tutaj znajduje się dzielnica rzemieślnicza i stare garbarnie, le concerie. Zabudowania z XVIII wieku były użytkowane do 1962 roku, po czy ustanowiono je zabytkiem i objęto ochroną. Na razie nie wyglądają imponująco, ale remont trwa. Już widzę oczyma wyobraźni te urocze knajpki nad brzegiem rzeki, każda z cudnym widokiem na Bosa i górujący nad nią zamek. Aż chciałoby się usiąść przy kieliszku lokalnej malvasia di Bosa, żeby w świetle zachodzącego słońcazapatrzyć się na miasteczko i niewielki port.
Piękne to było zakończenie dnia, chociaż można by tutaj spędzić dużo więcej czasu. Jak już uda Wam się dotrzeć do Bosa, nie zapomnijcie o Bosa Marina. Na cyplu jest świetne miejsce na podziwianie zachodu słońca. Możecie przysiąść na skalistym nabrzeżu, z widokiem nie tylko na zachód słońca, ale i aragońską wieżą, którą tam znajdziecie. Nie zapomnijcie o aprowizacji, trochę posiedzicie to jakiś prowiant i zapitka będą jak znalazł…
Castelsardo
Fantastycznie położone na wzgórzu, z zamkiem i średniowieczną zabudową. Niezwykle malownicze i bardzo fotogeniczne. |W okolicy znajdziecie Roccia d’Elefante, Słoniową Skałę.
Mówi się, że to najbardziej malownicze miasteczko Sardynii, ale chyba aż tak daleko bym się nie posunęła w ocenie.
To prawda, jest bardzo klimatyczne, jakby oblepione kolorowymi domkami. Do tego fantastycznie położone na wzgórzu, na półwyspie otoczonym szmaragdowym morzem. Wąskie, strome uliczki wiją się wokół wzgórza jak muszla ślimaka. Kamienne bramy, całe mnóstwo schodów, klimatyczne zaułki. Łatwo się tutaj zgubić….
Wypróbowaliśmy tę atrakcję w najmniej sprzyjającym momencie, kiedy próbowaliśmy uciec przed ulewą. A ta była spektakularna! W kilka minut uliczki zamieniły się w rwące, górskie potoki, po schodach łatwiej było spłynąć, niż zejść, a ze średniowiecznych dachów leciały na głowę prawdziwe wodospady…Skupiliśmy się na walce z żywiołem, trzeba było uważać, żeby nie zjechać na tyłkach i plątanina uliczek nas pokonała. To było zwiedzanie alternatywne 🙂
Kiedy już nacieszycie się atmosferą kamiennego średniowiecza i zejdziecie ze wzgórza, podejdźcie na Lungomare Anglona. Tutaj traficie na fantastyczny, pocztówkowy wręcz, punkt widokowy na wzgórze i zamek. Najpiękniejszy w świetle zachodzącego słońca!
Jeśli pojedziecie dalej na wschód nadmorską drogą SS200, zaliczycie przy okazji niezwykle widokową wycieczkę wzdłuż wybrzeża.
Przy wjeździe do miasteczka od zachodu znajdziecie spory parking, czym bliżej centrum, tym trudniej zaparkować. Kiedy już znajdziecie miejsce pamiętajcie, żeby zapłacić w parkomacie z zapasem czasowym. Wiemy z pierwszej ręki, że służby miejskie tylko czatują na nieszczęśnika, któremu skończył się opłacony czas, a on sam nadal błądzi po uliczkach wokół zamku.
Palau
To stąd wypływają promy na archipelag La Maddalena, ale nie traktujcie go tylko jako port. Malownicza latarnia morska na skałach, ładne plaże, fajne zakątki, widok na wypływające statki i mnóstwo żaglówek, to wszystko właśnie w Palau. To tutaj tłumy turystów ciągną po zdjęcie z Niedźwiedzią Skałą (Roccia dell’Orso)
Pozory mylą i nie ma co z tym dyskutować. To niewielkie miasteczko na północno-wschodnim czubku Sardynii wydawało nam się typową portową miejscówką, gdzie można wskoczyć na prom w kierunku piękniejszych okolic i nic więcej.
Pokręciliśmy się po porcie, trzeba było rozpoznać temat promu na archipelag La Maddalena, po czym postanowiliśmy trochę się przespacerować. Nie sprawdzaliśmy wcześniej co tutaj można zobaczyć, oczekiwania zero. Spacerek jednak otworzył nam oczy… Palau to niewielkie miasteczko, akurat żeby się było gdzie pokręcić, zjeść, poplażować, ale bez zbędnego gwaru i hałasu. Możliwe, że w sezonie jest tutaj ciaśniej, ale to dotyczy całej wyspy. We wrześniu tłumów nie było, ale miasto nie było wymarłe.
Jeśli pójdziecie na zachód od portu, traficie na lasek piniowy, który zaprowadzi was do niewielkiej, malowniczej latarni morskiej. Skały wynurzające się z morza w tej części wyspy są bardzo nietypowe. Wyglądają trochę jak rzeźby, dziwne opływowe kształty odlane z tworzywa. Idąc dalej dotrzecie to twierdzy (La Fortezza di Monte Altura) i kilku ładnych plaż.
W centrum polecamy dwie ciekawostki: coś dla ciała i dla ducha. Dla ciała polecają się Le Dolcezze Napoletane, cukiernia, gdzie dopadnie Was klęska urodzaju… Ile tam dobra wszelakiego! Każde piękne ciacho będzie się do Was uśmiechać, a wybrać niełatwo…My objedliśmy się jak fretki. I nic to, że cukiernia neapolitańska 🙂 Druga ciekawostka, tym razem dla ducha, to kościół Nostra Signora Delle Grazie. Nie żebyśmy jakoś szczególnie byli zainteresowani turystyką sakralną, ale ten był nieco nietypowy. Z zewnątrz żywcem wyjęty z greckiej wysepki, biało-błekitny. Wewnątrz nowoczesne meble, mozaiki, jasno i wesoło. Nie przeoczcie tego miejsca!
Santa Teresa di Gallura
To nie tylko widoki: piękna plaża otoczona skałami, szlak spacerowy wzdłuż wybrzeża. Samo miasteczko jest bardzo kolorowe, chociaż spacerując jego uliczkami możecie dostać zadyszki.
Słyszeliście, że miasteczko Santa Teresa jest nazywane Małym Turynem? Kiedy w 1808 roku król Vittorio Emanuele I wydał dekret sankcjonujący narodziny gminy, kazał zaprojektować miasteczko na wzór stolicy swojego Królestwa.
Położone na wzgórzach w regionie Gallura, wymaga nieco wysiłku podczas spacerów. Ale za to jakie macie tutaj widoki! Piękna plaża w zatoce, do której możecie zejść po schodkach… wielu schodkach:) Możecie też zostać na wzgórzu i wybrać się na spacer wzdłuż skalistego wybrzeża, wokół Torre Longosardo. Widoki spektakularne, turkusowe morze, fale rozbijające się o skały i kamienna wieża, która nad tą pocztówką góruje. Samo centrum miasteczka, na sąsiednim wzgórzu, nie wymaga już wysiłku podczas zwiedzania.
Spokojny spacer uliczkami, mnóstwo kolorowych kamieniczek, przestronna piazza Vittorio Emanule I (… a jakże 🙂 Mnóstwo knajpek, pysznych lodów i winiarni. Musicie wiedzieć, że region Gallura pełen jest winnic i słynie z doskonałego wina. Vermentino di Gallura to moje odkrycie tych wakacji 🙂 Niesamowicie sielankowa miejscówka, można tu spędzić urlop aktywny i leniwy, wedle życzenia. A jak przesadzicie z jedzonkiem, to spacer na plażę pozwoli nieco kalorii zrzucić. Tyle, że na plaży też znajdziecie całkiem przyjemną restaurację, z widokiem jak z obrazka…
Groty Neptuna (Grotte Nettuno)
Zachwyt czy rozczarowanie? Z popularnymi atrakcjami równie bywa… Zwykle tłok, trudno spokojnie nacieszyć oczy. Czasami można się rozczarować. Jak się tak człowiek nastawi na ósmy cud świata, to czasami oczekiwania zbyt mocno przerastają rzeczywistość.
Trochę się namyślaliśmy, ale w końcu zdecydowaliśmy się na odwiedzenie tej najbardziej znanej sardyńskiej atrakcji. Mowa o Grotte di Nettunno, czyli Grotach Neptuna na Capo Caccia, nieopodal Alghero.
Gdyby atrakcja okazała się mało atrakcyjna , zawsze pozostawał trekking w tym cudownym, widokowym miejscu… z takim założeniem ruszyliśmy w drogę.
Nie wiadomo dokładnie kto odkrył te jaskinie. Wieść niesie, że mógł to być gdzieś około XVII wieku niejaki Fernandino, okoliczny rybak. W XIX wieku ta atrakcja była dostępna tylko dla ważnych osobistości, rodziny królewskiej, naukowców, wielkich podróżników…
W 1954 roku otwarto schody l’Escala del Cabirol , 400 metrowy zygzak zawieszony na 119 metrowym klifie, określony przez Touring Club Italiano jako „jedne z najbardziej odważnych i sugestywnych schodów ściennych na świecie” .
Na miejsce można się również dostać dość wygodnie, łódką od strony morza. Od strony lądu wejście do jaskiń to właśnie wspomniane wcześniej kozie schody. Będziecie musieli pokonać ich 656, oczywiście 2 razy, wrócić też przecież trzeba Nagrodą są niesamowite widoki!
My wybraliśmy tą drugą opcje, gwarantowała dużo większą niezależność. Plan był taki, żeby pojawić się na miejscu z samego rana, zaraz po godzinie 9.00, kiedy otwierają kasy. Okazało się jednak, że na ten pomysł wpadło nieco więcej strategów i z parkowaniem nie było już zbyt wesoło. Inna sprawa, że parking jest na zaledwie 5-6 miejsc, pozostali muszą parkować wzdłuż drogi. Czym wcześniej będziecie, tym bliżej groty uda się Wam zaparkować.
Wejścia odbywają się o każdej pełnej godzinie, ale oczywiście trzeba jeszcze zejść schodami w dół. Groty znajdują się praktycznie na poziomie morza. Samo zejście schodami nie jest jakoś specjalnie męczące, to co daje się we znaki to upał i duża wilgotność. Za to widoki niepowtarzalne! Każdy oniemiały z zachwytu próbuje zrobić zdjęcie, ja jednak polecam Wam zaczekać do powrotu. Powinno być znacznie mniej ludzi, każdy wspina się własnym tempem, zdecydowanie łatwiej więc upolować ładny kadr.
Czy wnętrze Groty zachwyca?
Podobało nam się to zejście, nie ma wątpliwości, jednak na to, co zobaczyliśmy w środku nie do końca byliśmy przygotowani. Wejście do jaskini ma 8 m wysokości, ale cuda dzieją się dopiero za pierwszym zakrętem. Jaskinia nie ma żadnego naturalnego oświetlenia, to co oglądamy to dzieło człowieka. A ten się postarał! Światło wydobywa niesamowite kolory i formy, aż trudno się napatrzeć. No i ta absolutnie krystaliczna woda!
Co jedna sala piękniejsza. Zaczynacie od Lago La Marmora, dalej Sala Della Reggia, gdzie w niewyobrażalnie przejrzystej wodzie odbijają się ogromne kalcytowe kolumny. W Sali Smitha możecie podziwiać Wielkie Organy. Trasa kończy się na Trybunie Muzycznej, skąd widać w całej okazałości poprzednie sale i formacje.
Jaskinia ma około 4 km długości, ale tylko około 600 metrów jest udostępnione dla zwiedzających. A tych jest niemało, około półtorej miliona rocznie! Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, sznur ludzi powoli przemieszcza się korytarzem, trwa to około 30 minut. Chciałoby się pobyć tam dłużej, najlepiej w samotności, ale na to raczej nie ma szans Wnętrze groty robi ogromne wrażenie, przyznam, że nie spodziewaliśmy się, że jest aż tak piękna!
Temperatura wewnątrz to około 18- 20 stopni cały rok, bardzo duża wilgotność, latem nawet do 90-100%. Nie nastawiajcie się więc na orzeźwiający chłodek, my wyszliśmy mokrzy, jak po długodystansowym biegu w upalny dzień. Pamiętacie schody, po których schodziliśmy w dół? Te same 656 czeka na Was w drodze powrotnej. Teraz już spokojnie można delektować się widokami, powoli łapać oddech wyglądając przez murek, zapolować na ładne zdjęcie… A po wyjściu szybciutko upolować zacieniony stolik w kawiarence w widokiem na zatokę… Kawka, zimne napoje i ten widok… łezka się kreci w oku ze wzruszenia
Gdybyście chcieli poczytać coś więcej o samych jaskiniach czy biletach załączam link: https://grottadinettuno.it/en/orari/
Sardynia, co skrywa w środku?
Sardynia to piękne plaże i nic więcej…Słyszeliście takie opinie? Myślicie, że to prawda? Widzieliście już u nas klimatyczne, większe i mniejsze miasta. Była dzika przyroda i niesamowite groty. Ale w sumie to wszystko znajdziecie na wybrzeżu. Czy jest coś, co ta piękna wyspa kryje w głębi lądu?
Nie spędziliśmy na Sardynii wystarczająco dużo czasu, żeby to wszystko zobaczyć, ale co nieco liznęliśmy. Interior to inny świat! Góry, płaskowyże, pastwiska, cudne wschody i zachody słońca… Tak, naprawdę! Nie mieliśmy szczęścia do tych nadmorskich, ale w górach trafiły nam się bajkowe widoki!
Widoki w górskiej części spotkacie najróżniejsze. Od skalistych kopczyków i gór, przez łagodne pagórki, do zupełnie płaskich przestrzeni, gdzie tylko kowboja z lassem brak.
Warto zobaczyć Valle delle Luna (Księżycowa Dolina) z niesamowitymi formacjami skalnymi, a to wszytsko na ogromnym płaskowyżu. Można też po prostu przejechać się drogą panoramiczną (Strada Panoramica Valle della Luna) między wybrzeżem a miejscowością Aggius.
Miasteczka interioru też wygadają inaczej. Surowe, kamienne budynki i równie minimalistyczne kościoły. Tłumów turystów w tych miasteczkach nie spotkaliśmy. Odwiedziliśmy Tempio Pausania, było pustawo, cicho, spacer po kamiennych, wąskich uliczkach to czysta przyjemność. Myślę, że nawet w sezonie znajdziecie tutaj ciszę i chwilę wytchnienia.
Nuraghe, tajemnicze budowle
Wnętrze Sardynii to też miejsce idealne dla miłośników archeologi i wszelkich tajemnic. Groby gigantów, ołtarze, miejsca mocy i w końcu nuraghe. To nieduże, kamienne wieże, budowane bez zaprawy, pozostałe po cywilizacji nuragicznej, których jest na całej Sardynii ponad 7000, może nawet dużo więcej! Niektóre z nich powstały nawet prawie 2000 lat przed naszą erą. Do tej pory są one największą zagadką wyspy. Nie do końca wiadomo czy to miejsca kultu, spichlerze, budowle obronne czy może jeszcze coś innego?
Na nas największe wrażenie robiły te dzikie, napotykane gdzieś na odludziu, wśród pól. Ciche, opuszczone, bardzo tajemnicze…
Postanowiliśmy odwiedzić właśnie jedną z tych dzikich budowli, Nuraghe d’Izzana. Znaleźliśmy ją na ogromnym płaskowyżu, czy też wielkim pastwisku. Jedyne, co tam spotkaliśmy to stada krów i wylegujące się koty. Od miejsca, w którym zostawiliśmy samochód trzeba było się trochę przespacerować, droga wypisz wymaluj jak z westernu.
Nuraga nie była wielka, ulokowana tuż obok zagrody dla krów. Pojedyncza wieża i kilka otaczających ją głazów. W kompletnej ciszy, nie licząc krowich pomrukiwań, obeszliśmy budowlę wokół. Postanowiłam zajrzeć do środka, światło przebijające się przez zwornik na czubku dawało tajemniczą poświatę. Ledwo wsadziłam głowę do środka, wzbudziłam rumor! Że ja nie zeszłam na zawał to chyba cud! Starożytni mieszkańcy, w postaci zdenerwowanych gołębi, jednoznacznie dali mi do zrozumienia, że mam się nie pchać dalej:)
Czymkolwiek są nuraghe, są na tyle stare i tajemnicze, że nie możecie ich przegapić!
Archipelag La Maddalena
Jest takie miejsce na północno-wschodnim czubku Sardynii, którego nie można przegapić. Ten piękny archipelag standardowo zwiedza się droga morską, od wyspy do wyspy. A że my czasami idziemy pod prąd, postanowiliśmy na tę wycieczkę wybrać się samochodem 🙂
Lorenzo, nasz sardyński gospodarz, wykazał się dużym darem przekonywania. Co prawda zachwalał wycieczkę statkiem, a my wybraliśmy inną opcję, ale pomysł nam zaszczepił skutecznie… Nie mieliśmy w planach tego pięknego archipelagu nie dlatego, że niewart uwagi. Po prostu nie da się zobaczyć wszystkiego, a przecież Sardynia miała być wyjazdem w rytmie slow.
Kiedy tylko męska część ekipy zobaczyła prom, a w dodatku okazało się, że można się przeprawić z samochodem, wiadomo było od razu, że decyzja zapadła.
Bo musicie wiedzieć, że tylko jedna rzecz w podróżowaniu jest bardziej atrakcyjna od jedzenia, i to właśnie są PROMY 🙂 No dobrze, pominęłam zwierzyniec wszelkiego autoramentu, ale to przyciąga wszędzie, nie tylko na wyjazdach 🙂
Archipelag La Maddalena nazywana jest mostem na Korsykę i faktycznie stąd do tej francuskiej wyspy już tylko rzut beretem. W 1994 roku utworzono na wyspach park narodowy i podobno tutejsze plaże są jednymi z piękniejszych. Ja jednak uważam, że są po prostu równie piękne, jak pozostałe. Czego jak czego, ale cudownych plaż na Sardynii nie brakuje.
La Maddalena to największa wyspa archipelagu i to tutaj przypływa prom. Samo miasto jakoś szczególnie nas nie ujęło, ot jedno z wielu ładnych miasteczek. Za to turystów tutaj spotkacie bez liku. Nic dziwnego, można po prostu przypłynąć promem z Palau i wybrać się na pieszą wycieczkę. Podobno wieczorem oświetlone miasto nabiera większego uroku, ale tego już nie sprawdziliśmy.
Jeśli przypłyniecie tutaj z samochodem, możecie pojechać na wycieczkę wokół wyspy. Strada panoramica po wschodniej stronie wyspy dostarczy wam trochę niezapomnianych widoków. Nie obawiajcie się, nie jest to jakaś trudna trasa, wycieczka nie będzie też zbyt długa, ostatecznie wyspa, choć największa na archipelagu, nie jest wielka.
Samochodem można się też wybrać na 2 kolejne wyspy: Caprera i Giardinelli. Obie wyspy są połączone z Maddaleną wąskimi groblami i trzeba przyznać, że sam przejazd tą drogą jest fajną atrakcją. Nie da się ukryć, że to właśnie Caprera nas oczarowała najbardziej.
La Maddalena – informacje praktyczne
Jeśli macie w planach taką wycieczkę, mamy dla Was kilka informacji praktycznych.
Bilety na prom kupicie w porcie w Palau. Ceny wszystkich firm są zbliżone, w okienku możecie poprosić o wyliczenie kosztu całkowitego, obejmującego pasażerów i konkretny model samochodu.
Link do najpopularniejszego przewoźnika Maddalena Lines
Prom kursuje bardzo regularnie, średnio co pół godziny, w obie strony wjeżdżaliśmy na niego bez żadnego oczekiwania. Byliśmy jednak we wrześniu, nie wiem jak sytuacja wygląda w pełnym sezonie. Po 20 minutach rejsu będziecie na miejscu i będziecie mogli odkrywać uroki archipelagu.
My spędziliśmy na tych 3 wyspach prawie cały dzień, pogoda zmuszała do częstych przerw na plażowanie, widoki zatrzymywały nas na każdym kroku, żałowaliśmy tylko, że nie mięliśmy własnej wałówki na jakiś piknik na łonie natury. To miejsce jest do tego stworzone!
La Caprera, królestwo Garibaldiego
Słyszeliście o Garibaldim? To on przyczynił się do zjednoczenia Włoch i powstania państwa, które dziś tak chętnie odwiedzamy. A jak już się nawojował i osiągnął cel, o który walczył, postanowił osiąść w jakimś cichym i spokojnym miejscu i spędzić resztę życia w spokoju.
Kiedy zobaczył Sardynie, zachwyciła go od razu, w sumie nic dziwnego. Spadek po bracie pozwolił mu zaszaleć i kupić kawałek ziemi. Początkowo myślał o Capo Testa, ale w końcu zdecydował się na Caprerę.
I dobrze zrobił, wyspa jest fantastyczna! Ta czerwona gleba, w połączeniu z pięknymi skałami i zielenią drzew to po prostu raj! Giuseppe obsadził wyspę, sosnami pionowymi i trzeba przyznać, że uzupełniło to obrazek wyspy idealnie.
Mówi się, że Garibaldi zamienił wyspę w prawdziwe gospodarstwo z młynem, sadem, winnicą i ogromną hodowlą zwierząt. Powstało tutaj też muzeum Garibaldiego.
Jeśli interesują Was militaria, na wyspie możecie zwiedzić opuszczone fortyfikacje z okresu II wojny światowej, jest ich na Caprerze sporo.
Caprera to druga po Maddalenie wyspa archipelagu, ale klimat na niej jest zupełnie inny.
Jest tutaj mnóstwo szlaków pieszych, spotkacie więc sporo amatorów trekkingu. Drogi są dość wąskie i nie ma ich wiele, ale też wyspa do wielkich nie należy. Plaż też nie brakuje, a wszystkie piękne. W połowie września było bardzo spokojne, nie wiem jednak jak to wygląda np. w sierpniu.
Wakacje na Sardynii – najpiękniejsze plaże Europy
Ciekawi byliśmy, czy te recenzje, że tutejsze plaże to numer 1 we Włoszech, nie są czasami lekko przesadzone. Wszystkich nie odwiedziliśmy, wiadomo, ale te które udało nam się zobaczyć na własne oczy, mówią same za siebie. Zdecydowanie te sardyńskie są najpiękniejsze, w dodatku bardzo zróżnicowane. Piaseczek, biały czy żółty, do wyboru. Różnokolorowe skaliste zatoczki, kamyki mniejsze czy większe… Plaże z pełną infrastrukturą, czy te zupełnie dzikie i bezludne.. nikt nie będzie rozczarowany. Przy tym kolor cudownie przejrzystej wody zupełnie nieprawdopodobny! Na zdjęciach wygląda jak solidnie podrasowany, a to jest widok absolutnie prawdziwy!
Nie przygotowaliśmy kompletnej listy plaż do odwiedzenia, bo też nasz pobyt nie skupiał się na plażowaniu. Mamy jednak kilka plecajek, może skorzystacie.
Costa Paradiso
Czy to możliwe, żeby wskazać jedną, jedyną plażę na Sardynii, jaką tę najpiękniejszą? Ja sądzę, że nie ma takiego śmiałka… Na pewno jednak w tym bezliku rajskich plaż można sobie upodobać kilka, które z jakiegoś powodu przypadną nam do gustu najbardziej. A jest z czego wybierać…
Kiedy nasz gospodarz Lorenzo zrobiła nam listę tych „must see” w okolicy, Costa Paradiso jakoś tak nie wybiła się na prowadzenie. Nazwa wydała nam się jakaś taka…pretensjonalna. W końcu zostało nam trochę czasu i postanowiliśmy uzupełnić te braki, tak żeby nie pozostać w nieświadomości.
Dotarliśmy do zabudowań przypominających villaggio turystyczne, urokliwe, nie powiem, ale wydało nam się dość nadęte. No nic, dotarliśmy, trzeba choć postawić nogę na plaży. Nawet udało nam się zaparkować przy samym morzu, widok wzbudził lekką konsternację. Paradiso jak paradiso, ot zatoczka jakich wiele.
Skoro jednak upolowaliśmy tak fantastyczne miejsce parkingowe, szkoda było je zmarnować. Od tej przeciętnej zatoczki wychodziła jakaś ścieżka, która podążało kilka osób, całkiem malowniczo się prezentowała, postanowiliśmy więc zobaczyć, co też jest za zakrętem.
Spory klif, fale rozbijające się o skały i wygodna dróżka, malowniczo wijąca się wzdłuż linii brzegowej, zachęciły nas do dalszego spaceru. A za zakrętem, moi drodzy, czekała niespodzianka. Dalsza część ścieżki, schodki, skałki, za każdym zakrętem nowy, coraz bardziej atrakcyjny widoczek. Spacer nie ma prawa sprawić trudności nikomu, bez względu na posiadana formę. I tak będziecie się zatrzymywali co chwilę, żeby napaść oczy widokiem… To i oddech w razie czego możecie złapać, jeśli z formą nie najlepiej albo prowadzicie dzieciaczki.
W końcu docieramy do celu, Cala Li Cossi. To tylko niecały kilometr marszu wzdłuż wybrzeża, ale z radością powitaliśmy widok plażowego baru. Kawa, czy cokolwiek innego, w takich okolicznościach przyrody, smakują zupełnie wyjątkowo.
Plaża naprawdę urocza, widok na wysokie skały otaczające ją z 3 stron jest naprawdę niesamowity. Od strony lądu skały tworzą coś w rodzaju wąwozu. Można podążyć dalej ścieżką wzdłuż wybrzeża, trasa prowadzi aż do plaży Tinnari. Tym razem nie mieliśmy już na to czasu, ale będzie to punkt obowiązkowy przy okazji kolejnej wizyty… Jak zwykle pojawia się punkt „na następny raz”.
Trafiliśmy na Costa Paradiso w dzień załamania pogody, mocny wiatr, wzburzone morze, niewysokie temperatury, pogoda w sam raz na spacer, nieco mniej na kąpiel w morzu. Jednak to sam spacer stał się gwoździem programu. I pomyśleć, że mogliśmy to miejsce przegapić…
Nie popełnijcie tego błędu, wpadnijcie na Costa Paradiso i Cala Li Cossi bez niepotrzebnej zwłoki!
Plaża Cala la Luna
Nie jest to słynna plaża Cala Luna, ale i ta ma swój niepowtarzalny urok. We wrześniu była to plaża praktycznie prywatna, na wyłączność. Znajdziecie ją w pobliżu miejscowości Isola Rossa. Obok jest też duża plaża z całą infrastrukturą (La Marinedda), ale my zdecydowanie wolimy te dzikie. Po krótkim spacerze z bajecznymi widokami docieracie do skalistego wybrzeża i tutaj pojawia się problem. Musicie wybrać którą malowniczą zatoczkę wybierzecie. A każda jest urokliwa. Wybrzeżem można się też przespacerować, od jednego malowniczego widoku, do kolejnego.
Cala Sarraiana
Piękna zatoczka, brunatne skały, piaseczek, na miejscu znajdziecie płatny parking i pełną infrastrukturę i bar z cudownym widokiem.
Rena Majori
Ta plaża to dwa w jednym, możecie skorzystać z ocji z pełną infrastrukturą (na lewo od parkingu), lub odbić w prawo na plażę dziką. Obie piękne i malownicze, białe skały jasny piasek, turkusowe morze… Przy plaży jest dość spory parking, w połowie września był już bezpłatny.
Sardynia samochodem – czy to dobry pomysł?
Planujecie zwiedzanie Sardynii samochodem i zastanawiacie się co Was tam czeka? Czy drogi są trudne, ruch chaotyczny, a wynajem samochodu skomplikowany? Czy w ogóle warto i należy nastawiać się na zwiedzanie wyspy samochodem?
Wbrew temu, czego można się spodziewać, większość dróg jest wygodna i nie powinna być utrapieniem nawet dla średnio wprawnego kierowcy. Są oczywiście dość wymagające zjazdy do niektórych plaż, czy też wąziutkie dróżki, wijące się po polach i gajach oliwnych. Ale takich skrótów możecie po prostu unikać, jeśli nie czujecie się na siłach.
Oczywiście wszystkie „żółte” SS (Strada Statale) nie będą stwarzać trudności. Również SP (Strada Provinciale) od Alghero po Olbię, wzdłuż wybrzeża, to całkiem wygodne i bezpieczne podróżowanie. Nie zajdziecie tutaj wąskich ścieżek o dużym nachyleniu, z mnóstwem ostrych zakrętów i stromych podjazdów, jak na Maderze czy w górach Teneryfy. Oczywiście czym bardziej „na przełaj” tym będzie trudniej. Jeśli nie macie samochodu terenowego uważajcie na drogach poza nawierzchnią asfaltową, ubezpieczenie was nie obejmie, a dziury potrafią być naprawdę trudne do pokonania bez urwania zawieszenia.
Wiele tras jest bardzo widokowych, czy to wzdłuż wybrzeża czy w środkowej części wyspy, sam przejazd samochodem to niezła atrakcja. I możecie przejechać te trasy bez obawy o zawieszenie czy dreszczyk niepokoju na plecach.
Chociaż to Włochy, nie obawiajcie się zachowań miejscowych kierowców, rodem z Palermo czy Neapolu. Nie spotkaliśmy się z żadnym szczególnym przejawem południowej fantazji, co najwyżej można podziwiać kunszt parkowania w ciasnych przestrzeniach 😊
Według nas Sardynia jest miejscem, które bez samochodu nie pozwala się odkryć w całej okazałości. Do wielu miejsc komunikacją publiczna po prostu nie dojedziecie. Poza tym jest to opcja dla posiadających dużo czasu i cierpliwości, ale to już opinia miejscowych, my nie testowaliśmy. Jednak sam fakt, że nieczęsto trafialiśmy na trasie na autobus, daje do myślenia…
A może ktoś z Was zwiedził Sardynię korzystając z transportu zbiorowego i ma jakieś wnioski i podpowiedzi? Zawsze mile widziane…
Wynajem samochodu
Wynajem samochodu to może być wyczyn, ale tylko jeśli chodzi o jego cenę. Generalnie we Włoszech samochody nie są tanie, ich cena w sezonie jest wręcz przerażająca. Dobrym wyjściem zawsze jest unikanie wyjazdu w lipcu i sierpniu i rezerwacja z dużym wyprzedzeniem. Warto porównać kilka ofert z różnych firm. My wybraliśmy jedną z wypożyczalni, która miała ceny o połowę niższe od konkurencji, brak udziału własnego i była bardzo kontaktowa. Okazała się profesjonalna do końca, nie mieliśmy absolutnie żadnych zastrzeżeń. Dodatkowo dostaliśmy diesla, co przy włoskich cenach paliwa i ilości kilometrów, jakie przejechaliśmy w czasie tego krótkiego pobytu, było dużą ulgą dla portfela 😊
Parkowanie na Sardynii, praktyczne porady
Gubicie się we włoskich zasadach parkowania? Chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej, żeby wrócić z wakacji bez mandatu? Ten post jest dla Was!
Na Sardynii większość parkingów jest płatna, chociaż zwykle jest to symboliczne 1 euro za godzinę. Dość trudno znaleźć miejsce darmowe, chociaż nie jest to niemożliwe. Podobnie jak w pozostałej części Włoch miejsca parkingowe są oznaczone trzema kolorami:
– białe linie miejsca najbardziej poszukiwane, bezpłatne. Uważajcie jednak na dodatkowe informacje, czasami można tam zaparkować tylko na 1-2 godziny. W takim wypadku trzeba zostawić za szybą karteczkę z informacją, o której zostawiliście samochód.
– linie żółte omijajcie szerokim łukiem, to te zarezerwowane dla mieszkańców. Tutaj niechybnie, i to bardzo szybko, dostaniecie mandat.
– linie niebieskie to miejsca płatne, opłatę reguluje się z góry, w parkomacie. Trzeba określić od razu, jak długo zamierzacie parkować i lepiej unikajcie niedoszacowania. Kontrole są częste i punktualne. Jak tylko skończy się opłacony czas, kontrola wyrośnie jak spod ziemi.
Czasami też pojawiają się informacje o zakazie parkowania tylko w określone dniach tygodnia, czy w określonych godzinach. Jeśli nie znacie włoskiego, warto zrobić sobie ściągawkę.
Parkingi w okolicach plaż są bezpłatne już od połowy, czy maksymalnie końca września. Najczęściej parkomaty będą wtedy wyłączone, taka informacja pojawi się też na tabliczce informacyjnej.