Trasy rowerowe w Saksonii kusiły nas od dawna. Lubimy szlaki wzdłuż rzek, wzdłuż których znajdujemy ciekawe miejsca do odwiedzenia. Jeśli i Wy szukacie fajnego miejsca, żeby połączyć zwiedzanie z rowerową wycieczką, które jest w zasięgu niedługiej, samochodowej wycieczki, ten artykuł jest dla Was.
Ten region to nie tylko doskonała opcja na weekend czy wakacje, tuż za polską granicą. To też ogromny wybór miejsc do zwiedzenia, kiedy już siedzenie będzie chciało odpocząć od siodełka. Na początek proponujemy 3 trasy. Jednak z nich prowadzi wzdłuż Nysy Łużyckiej, czyli równiutko wzdłuż polsko-niemieckiej granicy. Druga znajduje się nieco dalej i poprowadzi Was wzdłuż Łaby.
Trzecia to alternatywa polno – leśna, chociaż zaczyna się kończy się wodnym akcentem
Spis treści
Trasa rowerowa wzdłuż Nysy Łużyckiej – Oder-Neiße-Radweg
Trasy rowerowe wzdłuż wszelkich rzek przyciągają nas niezmiennie. Jazda wygodna, mało męcząca, zwykle bardzo widokowa. Po drodze można odwiedzić miasta i miasteczka, coś zjeść, odpocząć nad wodą… I jak tu nie stać się fanem tych nadrzecznych ścieżek?
Internety kusiły od dawna trasą wzdłuż Nysy Łużyckiej i dalej wzdłuż Odry. Nie pozostało nam nic innego jak przekonać się na własne oczy, czy faktycznie jest tak malowniczo. Odrę zostawiliśmy sobie na przyszłość, tym razem postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda trasa nad Nysą.
Trasę podzieliliśmy na dwie wycieczki, na południe i na północ od miejscowości Radomierzyce, która została naszym punktem startowym. Wybór padł na ten punkt głównie ze względu na parking. Wygodny, przestronny, bezpłatny i to tuż przy wjeździe na ścieżkę. I praktycznie w połowie założonej do pokonania trasy. Miejsce idealne! Jeśli nie macie ze sobą rowerów, problemu też nie będzie. Na parkingu znajdziecie spore centrum, gdzie rower możecie spokojnie wypożyczyć.
Trasa rowerowa Oder-Neiße-Radweg -w kierunku Zgorzelca
Oder-Neiße-Radweg, czy też czeska wersja Cyklotrasa Odra–Nisa, prowadzi oczywiście wzdłuż rzeki. W tej części Nysa Łużycka ma dość łagodny przebieg. Widoki są raczej sielskie, prowadzi leniwie przez pola i lasy, żeby na końcu zafundować nam główną atrakcję, czyli Zgorzelec i niemieckie Goerlitz.
Na początek wybraliśmy trasę po polskiej stronie. Zmęczyć się szczególnie po drodze nie zmęczyliśmy, w jedną stronę to zledwie około 15 km. Do tego trasa jest płaska, z doskonale przygotowaną nawierzchnią. Dopiero atrakcje na jej końcu, czyli zwiedzanie obu przygranicznych miast, mogą dać nieco w kość. Na pierwszy ogień poszedł Zgorzelec, który objechaliśmy dość szybko, ponieważ wszystkie najpiękniejsze miejsca zostały po drugiej stronie granicy, w Goerlitz. Około 4000 zabytków z różnych epok, upchnięte gęściutko tuż za mostem granicznym! Coś pięknego, chociaż strome górki i kocie łby z rowerem się nie dogadywały. Trochę trzeba było się namęczyć, żeby je pokonać…
W drodze powrotnej chcieliśmy urozmaicić nieco wycieczkę, pojechaliśmy więc drugim brzegiem Nysy Łużyckiej, po niemieckiej stronie. Na tej trasie nie można przegapić Berzdorfer See. To sztuczne jezioro to nic innego, jak zalana dawna kopalnia węgla brunatnego. Wszystko pięknie utrzymane w formie spokojnego kurortu. Można sobie tutaj zorganizować przerwę, piknik czy zamoczyć nogi. Z każdej opcji skorzystaliśmy.
Trasa w obie strony to około 40 km, z przerwami i objazdem Goerlitz zajęła nam około 5 godzin. Bez szczególnych przewyższeń czy utrudnień, poprowadzona iście luksusowo. W dodatku tak blisko Pogórza Izerskiego, można więc połączyć wycieczką rowerową z górskimi wędrówkami
Link do trasy w Komoot
Trasa rowerowa Oder-Neiße-Radweg , Trójstyk Granic
Trójstyk granic to nie tylko punkt na mapie, to miejsce, gdzie trzy kultury całkowicie się przenikają.
Ta wycieczka doprowadziła nas jednego z polskich trójstyków, w południowo-zachodnim kąciku Polski. Momentami trudno było określić, w którym z 3 krajów akurat jesteśmy.
Punkt na styku granic Polska –Czechy –Niemcy , między polskim Porajowem, czeskim Hrádek nad Nisou i niemieckim Zittau, z Nysą Łużycką w roli głównej.
Często jest to punkt wyjściowy do wycieczki rowerowej wzdłuż tej rzeki, prowadzącej dalej na północ, wzdłuż Odry. My pojechaliśmy trochę pod prąd, na południe, startując z parkingu w znanych Wam już Radomierzycach. Trasa w całości po niemieckim brzegu rzeki, poprowadzona i oznakowana doskonale.
Po drodze mijamy kilka miejscowości z piękną zabudową, typową dla regionu Górnych Łużyc. Na trasie wielokrotnie napotkacie świetnie zachowane domy przysłupowe, w większości pięknie wyremontowane i oczywiście zamieszkałe.
Niespodziewanie trasa wprowadza nas na teren klasztoru (Klasztor St. Marienthal). W ten sposób nie da się go przeoczyć. W tej chwili jest tutaj Centrum Spotkań z dwiema gospodami i hotelem, prowadzone przez zakonnice. Miejsce bardzo przyjemne, idealne na krótką przerwę na zwiedzanie. Po zwiedzaniu można też coś przekąsić czy wypić w knajpce tuż przy klasztornej bramie.
Trasa rowerowa wzdłuż rzeki, myślałby kto, że będzie płasko… No niezupełnie… Góra, dół, pięknym lasem, w cieniu, trzeba jednak przyznać, że te górki jakoś specjalnie męczące nie były.
Ostatni kawałek trasy przez Zittau (Żytawę) jest nieco monotonny, ścieżka rowerowa prowadzi wzdłuż drogi, po prawej i po lewej pola. Może i monotonnie, ale nadal bezpiecznie, jest całkowicie oddzielona od ruchu samochodowego.
Samo Zittau całkiem sympatyczne, jakby lekko wymarłe, ryneczek, a nawet dwa, jednak pustawo. Kierujemy się od razu na wyczekany Trójstyk, tylko którą stronę wybrać? Polski i Czeski obelisk znajdziecie po wschodniej stronie Nysy Łużyckiej, wystarczy pokonać niewielka kładkę. Po zachodniej stronie jest słup niemiecki, ale jeśli chcecie „zaliczyć” wszystkie trzy, żaden problem. Wystarczy się wrócić ok. kilometra do głównej drogi i przejechać na drugą stronę rzeki, i już!
Świat na każdym brzegu wygląda tak samo. Ludzie przechodzą swobodnie to w jedną, to w druga stronę. Po chwili traci się rozeznanie, w którym z krajów aktualnie jesteśmy. Jedni wpadają po papierosy, inni po benzynę, jeszcze inni na czeskie piwo… Wydaje się, ze można współistnieć bez względu na narodowość, język, kulturę… Codzienne życie zwykłych ludzi zdaje się nie mieć z tym problemu…
Wracamy tą sama trasą, zaopatrzeni w czeskie piwo i niemieckie ciasto, udajemy się na obiad, na polskie żeberko.
To nie tylko punkt na mapie, to miejsce, gdzie trzy kultury całkowicie się przenikają.
Trasa Rowerowa wzdłuż Łaby, Elbe-Radweg Drezno-Miśnia
Druga bardzo popularna trasa rowerowa prowadzi wzdłuż Łaby. To około 1100 km, z czego ok. 850 prowadzi przez Niemcy. Trasa zaczyna się w Czechach, prowadzi przez Drezno, Magdeburg, Hamburg, aż do Morza Północnego. My wybraliśmy odcinek niedaleko polsko-niemieckiej granicy, między Miśnią a Dreznem.
Bazę wypadową mieliśmy właśnie w okolicy Miśni, postanowiliśmy więc zrobić pętlę po obu stronach rzeki i połączyć tę wyprawę ze zwiedzaniem bardziej odległych części Drezna.
Trasy wzdłuż rzek są zwykle płaskie, niemieckie ścieżki rowerowe przygotowane i oznakowane doskonale, pozostało cieszyć się widokami. Po wyjeździe z naszego miasteczka pod Miśnią mamy przed sobą ok 25 km widokowej trasy i kilka kolorowych miasteczek (Coswig, Serkowitz, Kaditz). Wszędzie po drodze widać, że okolica rowerami stoi i rowerzystów tutaj nie brakuje.
Chociaż jednak jechaliśmy w sierpniu, w środku tygodnia nie spotkaliśmy na trasie wielu turystów. Podobno sytuacja wygląda inaczej w weekendy. Tłoku jednak się nie spodziewajcie, jest tutaj tyle najróżniejszych tras, że każdy znajdzie kawałek jakiś „tortu”dla siebie.
Drezdeńskie Altstadt (Stare Miasto) do zwiedzania na rowerze jest dość trudne. Jest tutaj zbyt tłoczno, uliczki wąskie, kocie łby wytrząsają… Jeśli jednak przejedziecie na drugi brzeg Łaby, w stronę Neustadt, rower będzie jak znalazł. Można wygodnie i szybko zwiedzić tę część miasta, my np. dojechaliśmy do pięknej Mleczarni na szklaneczkę mleka 🙂
Objechaliśmy też bulwary nad rzeką po obu stronach, pooglądaliśmy pocztówkowe widoczki na stare miasto od strony Neustadt, starczyło też czasu na kiełbaskę w bułce …
W drodze powrotnej do Miśni
Do Miśni wracamy drugim brzegiem Łaby, wyjeżdżając z Drezna mijamy mnóstwo obiektów sportowych. To właśnie w tej okolicy najlepiej zostawić samochód, jeśli wpadniecie zwiedzać miasto bez rowerów. Jest tutaj kilka bezpłatnych parkingów. Po tej stronie rzeki trasa jest równie przyjemna, chociaż w kolorowe miasteczka nie obfituje. W Coswig przeprawiamy się promem na „nasz” brzeg, koszt to 2 euro/osoba. Przeprawa krótka, ale przyjemna, a męska część wycieczki zawsze docenia takie urozmaicenie 🙂
W nadziei, że załapiemy się na jedzonko i imprezę w lokalnej knajpce w naszej mieścinie, gnamy już prosto do stajni. Niestety, okazuje się, że lokal jest czynny tylko weekendowy i musimy obejść się smakiem. I pomyśleć, że dzień wcześniej zastaliśmy tutaj muzykę, tańce, piwko, grill i całe morze bratwurstów. Żałowaliśmy, że wtedy nie skorzystaliśmy. Wygląda na to, że wszystkie te atrakcje w okolicy tras rowerowych działają tylko w weekendy.
Możecie pojechać kawałek dalej i dotrzeć do Miśni, która okazała się wisienką na torcie naszej saksońskiej wycieczki. Całego miasteczka na rowerach nie zwiedzicie, ale dolną część i Rynek jak najbardziej. A widok na wzgórze zamkowe z mostu na Łabie o zachodzie słońca pozostanie Wam w pamięci na długo.
Cała nasza trasa to ok. 60 km, zajęła nam ok. 7 godzin, głownie ze względu na ciągłe przerwy na podjadanie w tej czy innej knajpce. A ponieważ było nad wyraz płasko, tutaj też się jakoś szczególnie nie zmęczyliśmy.
Jeśli kto ma ochotę, można wydłużyć wycieczkę do Pilnitz, gdzie znajdziecie pałac Augusta Mocnego i jego zachwycające ogrody. Można też w w jedną stronę popłynąć statkiem wycieczkowym po Łabie, ale tym razem nie przetestowaliśmy takiej opcji.
Miśnia – Moritzburg
W tej części Saksonii można też oczywiście pojeździć z dala od rzek. Postanowiliśmy sprawdzić opcję nieco bliżej natury, czyli trasę bardziej leśną, w kierunku zamku Moritzburg.
Trasa rowerowa niezbyt długa, około 40 km w obie strony, w większości płaska, prowadziła w większości dedykowaną ścieżką rowerową. Chwilami jechaliśmy drogami osiedlowymi, ze znikomym ruchem samochodowym. Duża część trasy prowadziła przez las, ale i tutaj była to wygodna, dobrze przygotowana i oznakowana, droga szutrowa.
Moritzburg to jedna z wielu siedzib Augusta II, położona bardzo malowniczo nad jeziorkiem. Odbicie pałacu w wodzie w porze złotej godziny to niesamowity widok. Udało nam się objechać teren, zapoznać ze stadem dzikich gęsi i zajrzeć do całkiem sympatycznego miasteczka, kiedy nadciągnęły czarne chmury. Tempo, z jakim wracaliśmy do domu było iście treningowe, chociaż i tak na wiele się to nie zdało. Ulewa złapała nas w połowie drogi i przemoczyła do suchej nitki.
Po tej wyprawie rowery wyglądały tak, że strach było je wprowadzić do lśniącego czystością rowerowego schowka w naszym apartamencie. Myjnia byłaby jak znalazł 🙂
Cała trasa to około 40 km w obie strony. Poza wspomnianym krótkim kawałkiem jest płasko i bezpiecznie. Z powodu ulewy zrezygnowaliśmy ze zrobienia pętli i wróciliśmy tą samą drogą. Wycieczka idealna dla dzieci, osób ze słabszą kondycją czy po prostu zmęczonych. Trasy rowerowe w Saksonii to idealna opcja dla każdego!
Co nam zapadło w pamięć?
Jedna rzecz z tej wycieczki zapadłą nam wyjątkowo w pamięć. Z rzewnością wspominamy ten dzień pedałując po niektórych naszych rodzimych ścieżkach. Mianowicie rozczuliła nas niemiecka przezorność, która sprawiła, że w pewnym momencie pojawiły się intensywne ostrzeżenia o utrudnieniach na trasie. Otóż jedynym z nich była dziura na ścieżce, dokładnie oznakowana, zabezpieczona, wokół której był poprowadzony regularny objazd…
Drugie utrudnienie to ok. 100 – 150 m trasy po nieco bardziej nachylonym odcinku, gdzie podłoże było takie bardziej polne. Długo nie docierało do nas, że to właśnie te niedogodności, które się na nas czaiły… Takiej dbałości o użytkowników dwóch kółek wszystkim krajom, które o rowerzystów dbają, niezmiennie zazdrościmy.