Słowenia na rowerze… brzmi jak atrakcyjny, aktywny urlop. W tym kraju bez wątpienia spotkacie wielu rowerzystów. Kolarstwo górskie i szosowe kwitnie tutaj w najlepsze. Teren sprzyja, jest niesamowicie widokowo, różnorodnie, idealne miejsce na treningi czy dłuższe wyprawy.

Ale czy można też pokusić się o rowerowy urlop w Słowenii, tak bardziej turystycznie, mniej wyczynowo? I czy każdy podoła? Czy znajdziecie tutaj wiele bezpiecznych tras rowerowych, gdzie można pojechać z bąbelkami?

Przemierzyliśmy zachodnią część tego niesamowitego kraju, sprawdziliśmy te wszystkie opcje z użyciem własnych mięśni i kolan, i mamy dla Was sporo informacji z pierwszej ręki.

Część północno-zachodnia

Najbardziej popularne i znane miejsce, ale też usytuowane strategicznie dość blisko naszej granicy, to region Bled. Obejmuje pocztówkowe jezioro Bled i równie piękne jezioro Bohinj, wraz z okolicznymi miejscowościami. Nie znajdziecie tutaj wielu typowych ścieżek rowerowych, a i ukształtowanie terenu jest dość wymagające.

Jezioro Bled

Najpiękniejsza wycieczka rowerowa w tej okolicy to okrążenie samego jeziora. Jest to trasa zaledwie ok. 7 km, ale za to niezwykle atrakcyjna widokowo. Prowadzi bezpośrednio wzdłuż linii brzegowej, można więc podziwiać widoki z najróżniejszej perspektywy. Słynna wysepka z kościółkiem, górującym nad miasteczkiem zamek na skale, czy ośnieżone szczyty Alp Julijskich. Nie miejcie złudzeń, mimo że trasa jest krótka i łatwa, trochę czasu Wam zajmie je przejechanie. Bez wątpienia jest to jedno z najbardziej malowniczych miejsc północnej Słowenii, będziecie więc zatrzymywać się co chwila.

Jako, że od strony miasteczka trasa prowadzi po promenadzie, sugerujemy taką wycieczkę z samego rana. Później ruch pieszych jest spory, trzeba by tę część pokonać drogą, a to już żadna przyjemność.

Na trasie znajdziecie kilka miejsc, gdzie można przysiąść na brzegu, jest też odcinek z drewnianymi pomostami (tutaj z rowerami nie wjedziecie, ale można zrobić sobie przerwę z bajecznym widokiem). W okolicy pomostów znajdziecie też poidełko z wodą pitną.

Poza centrum miasteczka, w zasadzie wokół niego, znajdziecie też typową ścieżkę rowerową prowadzącą w kierunku miasteczka Radovljica i w przeciwną stronę, w kierunku wąwozu Vintgar. Nam niestety czas nie pozwolił na sprawdzenie całości, ale te kilka kilometrów w okolicy samego Bledu prezentowało się całkiem przyjemnie, a widoki na Alpy zachwycały.

Powstaje też fantastyczna ścieżka, łącząca Jezioro Bled z Jeziorem Bohinj i uważam, że to będzie turystyczny hit. Prace są już mocno zaawansowane, planowane otwarcie całości to 2025. W tej chwili jakieś odcinki są już podobno przejezdne, oczywiście na razie nieoficjalnie. Trasa prowadzi malowniczo wzdłuż drogi łączącej oba punkty, przechodząc z jednej strony na drugą.

Parking Bled

Ta część Słowenii niestety parkingowo nie jest przyjazna turystom. Miejsc jest niewiele, trudno je upolować i niestety nie są tanie. Koszt 1 godziny parkowania to zwykle 3 euro, i to przez cały dzień (24/7).

Jeśli planujecie dłuższy pobyt w okolicy, albo szukacie bardziej przestronnego miejsca, skorzystajcie z parkingów poza ścisłym centrum miasteczka. My znaleźliśmy jeden bardzo blisko Zamku Bled i stadionu sportowego, rowerem ok. 2-3 minut od centrum. Koszt to jedyne 1 euro/ godzinę płatne w parkometrze. To jedyny minus tego parkowania, ponieważ trzeba z góry określić, jak długo planujecie się tutaj zatrzymać, a to niełatwo zaplanować. Lepiej jednak przeszacować „w górę”, służby bardzo szybko docierają do nieszczęśnika, któremu czas się skończył, a on sam utknął w jakimś uroczym miejscu.

Parking znajdziecie TUTAJ.

Jezioro Bohinj – Bohinjska Bistrica

Najpiękniejsza i świetnie przygotowana trasa rowerowa w tej okolicy, którą odwiedziliśmy kilkakrotnie, to bez wątpienia odcinek od Bohinjskiej Bistricy do Jeziora Bohinj. Można pojechać dalej, wzdłuż lewego brzegu, aż do kolejki linowej na Vogel. Niestety prawy brzeg jeziora jest niedostępny dla rowerzystów, to trasa piesza, jeziora więc objechać na rowerze się nie da.

Jest to typowa ścieżka rowerowa, oddzielona od ruchu samochodowego, asfaltowa, oznakowana i wygodna. Widoki, jakie tu na Was czekają, zapierają dech w piersiach. Jedziecie piękną doliną, po obu stronach widzicie majestatyczne szczyty Alp, które w maju były jeszcze ośnieżone. Co i rusz mijacie turkusowy strumień, czasami trzeba się trochę wysilić, strumień w końcu jest górski, więc i jakieś podjazdy się trafią… Ale jak jest podjazd, jest też zjazd, więc szybko odbierzecie zainwestowaną energię.

Tak dojedziecie do Starej Fuziny, miejscowości nad brzegiem jeziora, gdzie mieści się punkt informacji turystycznej Parku Triglav.

Z tego miejsca dotrzecie również do szlaku trekkingowego do Wąwozu Mostnice. Wszyscy bardzo go polecają, jako mniej komercyjną alternatywę dla wąwozu Vintgar, my jednak musieliśmy przenieść tę atrakcje na kolejny pobyt. Skorzystanie z roweru na dotarcie do tej atrakcji jest o tyle opłacalne, że parking w starej Fuzinie kosztuje starndardowo 3 euro/godzinę, a trochę czasu w Wąwozie spędzicie.

Gdybyście chcieli pojechać w przeciwnym kierunku i dotrzeć nad jezioro Bohinj samochodem, znajdziecie też parking w Starej Fuzinie (tutaj cena waha się w zależności od sezonu od 1,5 do 3 euro/godzina) lub na końcu jeziora, na wysokości kolejki na Vogel i kempingu. Podczas naszego pobytu ten akurat parking był bezpłatny, ale myślę, że raczej z powodu awarii niż z założenia.

Dolina Sočy

Miejsce, co do którego mieliśmy wielkie plany, a wyszło nieco inaczej, była Dolina Socy na wysokości miasteczka Tolmin i Solkan.

Uroda tego miejsca jest powalająca, jak tylko zobaczyłam te wszystkie relacje i zdjęcia w internecie, wiedziałam, że tutaj musimy dotrzeć koniecznie. Przeglądając jednak profile tras, które chcieliśmy odwiedzić, lekko się zawahaliśmy… Czy nasze kolana podołają? Przewyższenia były konkretne, a i bezpieczeństwo niektórych odcinków pozostawiało wiele do życzenia, duża część prowadzi po prostu po wąskich, lokalnych drogach z ruchem samochodowym. Nie, żeby kierowcy nie uważali tutaj na rowerzystów, wręcz przeciwnie, widać dużą kulturę jazdy. Jednak my dość niechętnie podchodzimy do takich tras, czujemy się raczej niekomfortowo, kiedy co i rusz mijają nas samochody.

W końcu wytypowaliśmy 2 trasy idealne, może niedługie, ale pozwalające nacieszyć oczy widokami i specjalnie z tej okazji dołożyliśmy dodatkowy nocleg w okolicy. Na spokojnie nacieszymy się wycieczkami i dopiero pojedziemy dalej… Pogoda miała jednak zupełnie inne wizje, i nasze sprytne plany legły w gruzach. Pobyt w Dolinie Socy to były jedyne burzowe i deszczowe dni podczas naszych wakacji, z planowanych wycieczek udała się jedna i kawałek drugiej. Ale wiemy przynajmniej, że warta skórka wyprawki, wrócimy tutaj na pewno, to wyjątkowo piękna okolica na rower!

Tolmin

Nasz pierwszy rowerowy kontakt z tą niesamowicie turkusową rzeką to było miasteczko Tolmin. Jako, że znajdowało się po drodze z Bohinjskiej Bistricy do naszej bazy w winnicach na Socą, pierwszą wycieczkę zaplanowaliśmy właśnie tutaj. Okazało się, że był to plan bardziej strategiczny, niż sądziliśmy. Pogoda z rana była jeszcze piękna a miasteczko powitało nas też nowiuteńką ścieżką rowerową, o której nie mieliśmy pojęcia. Nic, tylko korzystać.

Trasa prowadzi z centrum Tolmina do miasteczka Most na Socy. Jest to zaledwie +/- 7 km w jedną stronę, ale miejsce widokowo zachwyca. Kolor wody, niesamowite góry na obu brzegach i do tego nowiuteńka ścieżka, prowadząca wzdłuż rzeki, całkowicie bezpiecznie i łagodnie. Wycieczka niedługa, ale za to niesamowicie atrakcyjna. Do Tolmina można wrócić przeciwnym brzegiem, ale tutaj trasa jest już bardziej górska, szutrowa i ze sporymi podjazdami. Mieliśmy przed sobą dalszą drogę, zaczęło też zbierać się na burzę, zdecydowaliśmy się więc na powrót po własnych śladach.

W Tolminie możecie zostawić samochód na bezpłatnym parkingu w okolicy stadionu sportowego.

Solkan

Druga wycieczka rowerowa wzdłuż rzeki Soca, która za mną chodziła od dawna, miała się odbyć już w okolicach naszego kolejnego noclegu, w pobliżu miasta Solkan, w regionie Goriska Brda.

Ta okolica to królestwo winnic, wygląda trochę jak włoska Toskania, a i tematycznych tras rowerowych przez winnice nie brakuje. A to śladem szczepu Rebula, a to czerwonego Merlota…. Tereny bajkowe, malownicze, rowerowo jednak dość wymagające, pagórki aż proszą się o wspomaganie e-bikiem.

Jako, że elektryków nie posiadamy, nie te szlaki były naszym celem, Nas zachwyciła trasa prowadząca z Nowej Goricy aż do miejscowości Plave. To około 15 km bajecznych widoków na turkusy rzeki i zieleń gór, poprowadzone dedykowaną ścieżką, w bezpośrednim sąsiedztwie Socy.

Można sobie planować, a i tak za sznurki pociąga pogoda. Trzy dni w tej rajskiej okolicy naznaczone były ulewami, burzami i wichurami, nie dane nam było zrealizować tego marzenia. Odwiedziliśmy kilka włoskich, uroczych miasteczek, opychaliśmy się fantastycznym jedzeniem, ale rowerowo ponieśliśmy klęskę.

Ostatniego wieczoru zacisnęliśmy zęby, wykorzystaliśmy maleńkie okienko pogodowe i pognaliśmy w okolice solkańskiego mostu. Nie mogliśmy sobie odmówić chociaż krótkiej wycieczki i trzeba przyznać, że trasa nas nie rozczarowała. Po burzy pozostało wiele połamanych gałęzi, sporo osuwających się kamieni i stalowe niebo, ale widoki i tak wzbudzały zachwyt.

Ścieżka jest nowa, asfaltowa, musicie się jednak spodziewać podjazdów, wszak Soca to górska rzeka. W samym Solkanie powstał niedawno piękny most pieszo-rowerowy, który robi niesamowite wrażenie. Zobaczyliśmy jeszcze piękny zachód słońca nad jedną z winnic i czas było wracać.

Z dużym smutkiem wyjeżdżaliśmy z tej okolicy, na pewno zaplanujemy tutaj kolejny, dłuższy pobyt, tak na rower, jak i na trekking, jest to miejscówka wymarzona. Możliwe jednak, że skusimy się na „wspomaganie”… Rower elektryczny w takim terenie wydaje się idealnym rozwiązaniem, i chociaż do tej pory nie rozważaliśmy takiej opcji, jakoś coraz częściej zaczyna nam chodzić po głowie.

Parenzana – najsłynniejsza trasa rowerowa Istrii

Trasy rowerowe poprowadzone po dawnych, nieużywanych już liniach kolejowych są dość popularne w wielu krajach Europu. Takiej trasy nie mogło też zabraknąć na południu, a dokładnie na Istrii. Parenzana prowadzi przez 123 km od włoskiego Triestu (w zasadzie od Muggi, ale o tym później), do chorwackiego Poreca (po włosku Parenzo, stąd Parenzana)

To właśnie ta słynna trasa była głównym powodem, dla którego wydłużyliśmy nasz wyjazd aż do słoweńskiego wybrzeża. Tyle się naczytaliśmy, że musieliśmy ją przetestować.

Historia linii kolejowej „Parenzana”

Sama kolejka działała tylko około 30 lat, od 1902 do 1935, później leżała odłogiem. Linia ta miała się przyczynić do rozwoju Istrii i połączyć miejscowości nieco odcięte od świata. Kolejka miała transportować do Triestu lokalne produkty jak wina, sery, oliwę czy sól, ale też wapno, węgiel i drewno. Przejazd kolejką stawał się często wydarzeniem, również towarzyskim.

Prawie 29 tonowa lokomotywa o mocy 300 koni mechanicznych mogła załadować ok. 3m3 wody i 2m3 węgla. W zależności od nachylenia terenu mogła przewozić od 140 do 500 ton ładunku.

Ostatni przejazd kolejki odbył się w sieprniu 1935 roku, po czym jej majątek wyprzedano, a tory rozebrano. Legenda głosi, że Mussolini planował przetopić je na broń, ale statek przewożący je zatonął gdzieś na Morzu Śródziemnym.

Linia miała 35 przystanków, 9 tuneli, 11 mostów, 6 wiaduktów. Jej najniższy punkt to 2 m npm (Triest i Koper) a najwyższy 293 m npm w Grožnjan. Widzicie więc, że nie ma się co spodziewać trasy płaskiej, nie powodującej utraty tchu… I takie momenty Was tutaj czekają 🙂

Jak wygląda przejazd „Parenzaną”?

Trasa rowerowa „Droga zdrowia i przyjaźni”, jak głosi hasło na tablicach informacyjnych, powstała dopiero w 2008 roku, i cieszy rowerzystów do dziś.

My odwiedziliśmy słoweński kawałek Parenzany (i kawałek włoskiej…), który prowadzi wzdłuż wybrzeża, od granicy z Chorwacją, do Włoch. Nie na każdym odcinku była to przyjemność, ale mamy już wiedzę, co możemy Wam polecić, a co odradzić.

Muggia – Trieste

Ten włoski odcinek zdecydowanie odradzamy. Prowadzi bardzo ruchliwymi drogami i jest to nie tylko nieprzyjemne, ale i niebezpieczne przedsięwzięcie. Ten kawałek można za to pokonać bardzo luksusowo i szybko promem, który kursuje z Muggi do Centrum Triestu (Delfino Verde). Za niecałe 6 euro za rowerzystę wraz z rowerem przetransportuje Was do celu, w przyjemny i bezpieczny sposób, w ok. pół godziny. W Trieście przejechaliśmy jeszcze wzdłuż wybrzeża w stronę Castello Miramare i ten kawałek okazał się bardzo przyjemny.

Koper – Muggia

Trasa prowadzi przyjemnie i bezpiecznie, sama Muggia jest klimatycznym, niewielkim miasteczkiem, które przy okazji można zwiedzić. Jest tutaj też całkiem spora marina. Nasza wycieczka na tym odcinku miała niewątpliwą atrakcję w postaci nutrii w rzece Osopo. Pan Zoolog zamarł w wrażenia i radości, ja nieco straciłam ochotę na wylegiwanie się na pomoście… Nutria chyba obawiała się, że mogę jej wyjeść liście kapusty, które ktoś dostarczył.

Koper – Izola

To chyba najłagodniejszy odcinek, w dużej części prowadzi bezpośrednio wzdłuż morza. W Izoli możecie też zobaczyć zabytkową lokomotywę kolejki. To fajne miejsce na postój przy morzu, pyszne lody czy nawet obiad. Tak Koper, jak Izola to bardzo ładne, weneckie miasteczka, na które warto poświęcić chwilę.

Izola – Portoroz / Piran

Ten kawałek trasy jest bardzo atrakcyjny, głównie ze względu na 2 tunele, jeden z nich długości 550 m, drugi nieco krótszy. Jazda takim tunelem to niezłe przeżycie 😊 W upalny dzień trafiacie prosto do chłodni … Tunele są oświetlone. Na tym odcinku napotkacie kilka podjazdów, mniej lub bardziej wymagających, ale widoki wynagradzają trudy. Sady oliwne, wzgórza i fantastyczna panorama Izoli z wioski Jagodje.

Sam Piran rowerem to nie najlepszy pomysł, wąskie kamienne uliczki nie ułatwiają jazdy. Główny plac i odcinek nadmorskiej promenady możecie jednak spokojnie objechać. To miasteczko to zdecydowanie perełka słoweńskiego wybrzeża.

Portoroz – Saliny Secovlje

Tutaj, jak się okazało są dwie opcje trasy. Jako mistrzowie planowania (My i Mapy.cz), wybraliśmy trasę przez pagórki i gaje oliwne, czyli dłuższą, ale za to trudniejszą 😊. Nie powiem, widoki były bajeczne, za to podjazdy naprawdę solidne. W drodze powrotnej okazało się, że jest też łatwa trasa wzdłuż morza, trzeba tylko znać trick i przejechać przez teren campingu (szlak zresztą prowadzi tędy całkiem legalnie, choć nieco nieprawdopodobnie). Można zwiedzić saliny, ale można też po prostu odpocząć w słońcu na drewnianych pomostach nad Kanałem Św. Jerneja.

Nie rozczarowała nas ani trochę ta słoweńska część słynnej Parenzany. Może spodzialiśmy się jedynie, że trasa będzie bardziej „płaska”, tak jakoś kolejka wąskotorowa nie bardzo kojarzyła nam się z górkami. A tu jednak zaskoczenie, miejscami można poczuć w nogach i płucach ukształtowanie terenu. Nie jest to jednak nic, do czego potrzebna jest jakaś szczególna kondycja. Zawsze, kiedy okaże się, że płuca jednak zostały na poprzednim zakręcie, można zejść z roweru i odpocząć, a nawet chwilę go popchać…

Parenzana jest też niesamowicie malownicza i ciekawa, znajdziecie tu wiele miejsc do odwiedzenia, my to bardzo lubimy. Infrastruktura po drodze mało rozbudowana, MOR-ów niewiele i raczej w formie ławeczki. Rekompensuje to obecność na trasie wielu uroczych miasteczek, tutaj zawsze możecie odpocząć, coś zjeść czy wypić.

Ciekawi jesteśmy części chorwackiej, ale ta podobno jest znacznie trudniejsza.

Rowerowa Słowenia – nasze wrażenia

Testowaliśmy rowerowo trzy regiony i każdy z nich był inny.

Były jednak dwa punty wspólne. Po pierwsze wiele tras prowadzi zwykłymi, wąskimi drogami, bez pobocza czy wydzielonej ścieżki rowerowej, na których napotkacie spory ruch. Co prawda kierowcy zachowują się bardzo kulturalnie, czasami aż za bardzo, ale powinniście to brać pod uwagę, szczególnie planując wycieczki z dziećmi.

Widać, że w wielu miejscach powstają nowe, bezpieczne ścieżki i jesteśmy pewnie, że już niedługo będzie to problem marginalny.

Druga sprawa to ukształtowanie terenu, które wymaga jednak nieco wysiłku. Praktycznie na każdej trasie traficie na podjazdy, albo nawet na dużo podjazdów 🙂 Nie jest to oczywiście przeszkoda, ale uwzględnijcie to planując długość trasy. Może się wydawać, że przed Wami zaledwie 20-30 km, a jednak odczujecie je zdecydowanie mocniej. W nas Słowenia obudziła pewne zainteresowanie rowerami elektrycznymi… Ileż to można by zwiedzić i objechać z takim wspomaganiem!

Kto wie, może czas rozważyć taka opcję? Kolana mają swój pesel, trafiamy na coraz ciekawsze rowerowe okolice, może taka opcja otworzyłaby przez nami nowe możliwości?.. Czas pokaże…

Z pewnością wrócimy do Słowenii na kolejne rowerowe przygody, nie tylko w okolice, których nie udało nam się zobaczyć, ale też w tę cześć, do której tym razem nie dotarliśmy. To niesamowity kraj, który pozostawia ogromny niedosyt po jednej wizycie. Jest tam tyle do zobaczenia!