Małopolska, atrakcje poza szlakiem… o co chodzi? Małopolska to niesamowicie różnorodny region. Od stolicy w Krakowie, przez tatrzańskie szczyty, po małe galicyjskie miasteczka. Znajdziecie tutaj kilkanaście parków krajobrazowych, kilka ciekawych pasm górskich, bardziej i mniej znane uzdrowiska.

Wiele małopolskich atrakcji jest obleganych przez turystów przez cały rok, dojazd do nich to synonim niekończących się korków. Ale jest też druga strona medalu, Małopolska poza utartym szlakiem, gdzie tłum turystów nie dociera, mimo że atrakcji wcale nie brakuje. Jeśli lubicie spokojny wypoczynek i chcecie poznać nietuzinkowe miejsca, ten artykuł jest dla Was.

Nie trzeba jechać do Zakopanego, żeby napatrzeć się na Tatry, ani do Wieliczki, żeby zwiedzić kopalnię soli. Nie tylko Kraków może poszczycić się długą listą zabytków i nie tylko tutaj odwiedzicie ciekawe muzea.

Zobaczcie, jakie ciekawe miejsca poza utartym szlakiem kryje w sobie Małopolska

Bochnia, miasto soli

Bochniabyła dla nas sporym zaskoczeniem. Za pierwszym razem wpadliśmy tutaj przejazdem, kiedy wybraliśmy się do zamku w Wiśniczu. Miasto było ciche i prawie wymarłe, taki efekt najgłębszego pandemicznego zastoju. Na rynku akurat trwał remont, wpadliśmy trochę na plac budowy…

A jednak było coś w tym spokojnym miasteczku, co przyciągnęło nas ponownie. W końcu to miejsce z niesamowitą i długą historią, no i bardzo lubimy małe, spokojne miasteczka.

Rytm życia od stuleci wytyczała tutaj sól i spacerując po zrewitalizowanym już centrum miasta, widać to doskonale. Jest też kolorowo, czysto i spokojnie. No i oczywiście wycieczka skupia się na białym, bocheńskim skarbie… Znajdziecie tutaj kopalniane wagoniki i figurki gwarków, które do tej solnej tradycji nawiązują. Na razie jest ich niewiele, ale mają się pojawić kolejne.

Warto zajrzeć też do XV-wiecznej Bazyliki św Mikołaja. Bogato zdobione wnętrze ociekają złotem. Znajdziecie tutaj też kaplicę Św. Kingi z polichromią zaprojektowaną przez samego Jana Matejkę. Podobno on sam namalował Świętą, ale nie spodobała się ona zleceniodawcy. Ponoć miała zbyt stare oblicze. Jako, że Mistrz swoich dzieł nie zmienia, poprawkę wykonał już jeden z jego uczniów. W latach 60-tych XX wieku w kaplicy odkryto gotyckie malowidło. Obok kościoła przysiadła drewniana, dzwonnica z pocz. XVII wieku, zrekonstruowana po pożarze w 1987 roku.

W listopadzie nie udało nam się już niestety odwiedzić tężni solankowej (wiadomo, miasto soli :)), a w tym roku mamy taką „tężniową” passę. Jeśli odwiedzicie Bochnię poza okresem zimowym, zajrzyjcie tutaj koniecznie. Znajdziecie ją w przyjemnym Parku Salinarnym niedaleko Rynku.

Kopalnia Soli Bochnia

Kopalnia w Bochni powstała już w XIII wieku. Wiecie, że jej sławniejsza siostra Wieliczka jest o całe 42 lata młodsza?

Niegdyś sól była ogromnym bogactwem! W XIV wieku dochód z jej sprzedaży to, bagatela, ćwiartka królewskiego budżetu. Z takimi dochodami Kazimierz Wielki mógł spokojnie zamieniać Polskę drewnianą w murowaną…

Dziś kopalnia w Bochni jest wpisana na na listę UNESCO. Nie jest może tak spektakularna, jak jej młodsza siostra, ale za to dużo bardziej autentyczna. Jest też znacznie mniej zatłoczona, co dla nas jest bardzo dużym atutem.

Od lat 90tych XX wieku w kopalni nie jest już wydobywana sól, jest to obiekt turystyczny, a oferta jest ciekawa. Od podstawowej trasy multimedialnej dla każdego, po trasę ekstremalną, szlakiem średniowiecznych wyrobisk i Końską Drogę. Gdzieś pomiędzy nimi plasuje się trasa multisensoryczna, którą my odwiedziliśmy, czyli „Solny świadek”. Jest ona przeznaczona dla osób powyżej 13 roku życia, z dobrą kondycją, do przejścia około 4 kilometry, po różnym podłożu. Dobrze mieć solidne buty, bywa ślisko.

Trasa „Solny Świadek”

Naszą górniczą przygodę zaplanowaliśmy na pewien jesienny weekend. Trasa „Solny Świadek”, okazała się bardzo kameralna, tylko nasza dwójka i przewodnik. Zwykle grupy liczą do 5 osób.

Na początek ekwipunek, kask i lampa, i nie są to tylko rekwizyty. Miejscami jest nisko, gdyby nie kask, pewno z jakimś pamiątkowym guzem bym wróciła:) Jeśli, tak jak my, zechcecie poczuć prawdziwą atmosferę kopalni, lampki też będą bardzo przydatne. W tym wypadku przewodnik rezygnuje z włączania głównego oświetlenia w korytarzach. Nastrój stworzyliśmy bardzo autentyczny, niestety odbiło się to na jakości zdjęć i filmów.

Trasa zaczyna się od najstarszego szybu SUTORIS i prowadzi labiryntami korytarzy przez 4 poziomy, aż do głównego poziomu Augusta. Stąd wyjeżdżamy górniczą windą, tym razem szybem CAMPI. Na trasie pokonujemy mnóstwo schodów, to w górę, to w dół, niektóre dość wąskie i strome. Jest klimacik! Można się wczuć w skórę górników… Łatwo nie mieli, ciasno, ciemno, praca niełatwa, powietrza niewiele, a opłacani byli od ilości i jakości wydobytej soli.

Pod ziemią było niegdyś ponad 30 kaplic, 7 z nich zachowało się do dziś. Największa, Świętej Kingi, była powiększana kilkakrotnie i w efekcie jej środkiem przejeżdża w tej chwili kolejka. Nawet obecnie odbywają się tutaj nabożeństwa.

To co nas zaskoczyło, to konie. O tym, że pracowały w kopalniach, wszyscy słyszeli. Ale czy wiedzieliście, że ostatni wyjechał z Bochni na powierzchnię dopiero w latach 60-tych XX wieku? Odwiedziliśmy też podziemne stajnie i trzeba przyznać, że konie miały całkiem eleganckie lokum.

Co jeszcze zobaczycie pod ziemią?

W wielu miejscach zobaczycie odkładającą się na drewnianych elementach sól, tworzącą solne „kalafiory” czy „włosy św. Kingi”. Wygląda to fantastycznie. Wyeksponowane drewniane belki, pękające pod naporem ciężaru, też robią wrażenie. Podobno nacisk skały powoduje jej obniżanie o około 1,5 cm rocznie, co widać bardzo dobrze na przykładzie ambony w Kaplicy Św Kingi. Chyba tylko bardzo mikry ksiądz mógłby się tam zmieścić 🙂

Pod ziemią znajduje się ogromna Komora Ważyn, która ma ponad 250 m długości. Jest tu restauracja, ponad 200 miejsc noclegowych, a nawet boisko. Żałowaliśmy, że aktualnie w remoncie.

Trasa była tak ciekawa i zajmująca, że tylko burczenie w brzuchach przypomniało nam o upływie czasu. Nawet nie zauważyliśmy kiedy minęły 4 godziny! Wydaje się idealna dla osób, które oczekują odrobiny adrenaliny, ale nie są gotowe na opcję esktremalną, z przejściem drabinami. „Solny świadek” częściowo pokrywa się z ogólną trasą multimedialną. Odwiedzacie Komorę Ważyn, czeka Was przejażdżka kolejką, spacer głównym chodnikiem August. Dodatkowo jednak zwiedzacie najstarsze chodniki w pobliżu pierwszego szybu Sutoris. A tutaj atmosfera jest zupełnie inna, niż na trasie multimedialnej.

Informacje o kopalni, trasach i biletach znajdziecie TUTAJ

(Współpraca z Kopalnia Soli Bochnia)

Wiśnicz

Kilka kilometrów od Bochni, na wzgórzu w Wiśniczu, stoi XIV-wieczny Zamek. Prezentuje się dumnie, a nawet nieco bajkowo, szczególnie w promieniach zachodzącego słońca. Kiedy dotarliśmy tutaj po raz pierwszy, zamku wewnątrz nie można było zwiedzać (pandemia), ale i z zewnątrz robił wrażenie.

Zamiast tradycyjnego zwiedzania można było zamienić się w nietoperza i za pomocą technologii VR oblecieć zamkowe kąty. Byliśmy tak naiwni, że się skusiliśmy i tę atrakcje pamiętamy do dziś. Nasz błędnik ma swój pesel i przyzwyczajenia, bardzo szybko zwariował, a wirtualny lot przyprawił nas o niezły zawrót głowy. Ewidentnie nie dla nas takie atrakcje, pamiętamy to do dziś:)

Kiedy ostatnio dotarliśmy do zamku, byliśmy nastawieni na zwiedzanie jak najbardziej tradycyjne. Nastała złota godzina i bryła zamku nabrała równie złotych kolorów, a jego 3 baszty i narożna wieża wyglądały imponująco.

Zamek był wielokrotnie przebudowywany, aktualnie można zwiedzić wnętrza i największe w Polsce podziemne stajnie, do których niestety nie dotarliśmy. Wybudowany przez Jana Kmitę herbu Szreniawa, od XVI wieku był w posiadaniu Lubomirskich. W XVIII w. przeszedł na własność Sanguszków, następnie Potockich i Zamoyskich. . W czasie potopu szwedzkiego zamek poddał się bez walki. Szwedzi zrobili to, co wszędzie, czyli zrabowali co się dało, a czego się nie dało to zniszczyli.

Na początku XX wieku został wykupiony od przez Zjednoczenie Rodowe Lubomirskich, którzy rozpoczęli remont rezydencji. Po wojnie Zamek został przejęty przez Państwo i przez lata toczył się o niego spór z poprzednimi właścicielami. W 2019 zapadł wyrok uznający prawo własności Skarbu Państwa (przez zasiedzenie).

„Compendium” czyli pierwsza polska książka kulinarna

Wiecie, że to właśnie w Zamku Wiśnicz powstała pierwsza polska książka kulinarna? To właśnie na dworze księcia Lubomirskiego gotował Stanisław Czernecki, który zebrał tradycyjne, staropolskie przepisy w „Compendium”. Kiedy Sobieski po odsieczy wiedeńskiej przywiózł do Polski dar cesarski, czyli ziemniaki, mistrz Czarnecki przygotował z nich pierwsze danie, pieczone „tertofelli”.

Compendium, wydano po praz pierwszy w Krakowie w 1682 roku, można je zresztą poczytać w zamkowej restauracji, która podobno przygotowuje niektóre potrawy wzorując się na pomysłach Mistrza Czerneckiego. Grzane wino i suflet czekoladowy serwują wyśmienity:)

Zamek można zwiedzać z przewodnikiem lub z audioprzewodnikiem. Ta ostatni opcja to koszt 32 zł/osoba. To bardzo ciekawe miejsce musieliśmy niestety zwiedzić dość szybko, wewnątrz dopadło nas tak przenikliwe zimno, że po jakimś czasie nie umieliśmy już skupić się samym celu wizyty… Uratowało nas wspomniane wcześniej pyszne, grzane wino.

Tarnów i okolice

W poszukiwaniu spokojnych miejsc na rower, takich bez tłumów, dotarliśmy pewnego razu na Pogórze Rożnowskie. Rowerowo nie zaszaleliśmy, nie bez powodu w nazwie pojawiło się słowo „pogórze”… Jednak odkryliśmy miejsca z ogromnym potencjałem. Oczywiście jeśli szukacie miejsca, w którym dużo się dzieje, tłum, muzyka i szaleństwo, to zdecydowanie nie tutaj.

Jeśli natomiast lubicie małe miasteczka, zamki, widoki, winnice i dużo spokoju, trafiliście idealnie.

Odwiedziliśmy tylko kilka miejsc, ale wierzcie nam, jest ich znacznie więcej. Jeszcze wrócimy, zobaczymy opiszemy… A o tym, co już zobaczyliśmy w Zakliczynie i Czchowie możecie poczytać we wcześniejszym wpisie TUTAJ

Na koniec weekendu postanowiliśmy zajechać do Tarnowa. Zobaczyliśmy w internecie kilka zdjęć, które nas nieco zaskoczyły. Chcieliśmy zobaczyć, czy Tarnów faktycznie jest taki ciekawy i kolorowy. Zajechaliśmy na Rynek, pusty i cichy w jesienny, niedzielny poranek i faktycznie nas zamurowało. Było kolorowo, każda kamieniczka z osobna i wszystkie razem, trochę w stylu tych w Zamościu. W centralnym punkcie piękny Ratusz, bardzo przypominający ten w Sandomierzu …Okalająca rynek ulica Wałowa, kilka murali, król Łokietek na skwerku i pyszne ciastka w zabytkowym Tramwaju. Spodobał nam się ten Tarnów!

Powrót po więcej…

Tak bardzo nam się spodobał, że postanowiliśmy zobaczyć więcej. Wczesnym latem następnego roku wróciliśmy na dłużej, by przy pomocy Tarnowskiego Centrum Informacji zobaczyć więcej i poznać Tarnów i jego okolice lepiej. A oddział TCI działa niesamowicie prężnie. Widać, zapał i ogromne zaangażowanie. Jesteśmy pewni, że niedługo Tarnów nie będzie już takim cichym i spokojnym miastem. Jak tylko turyści dowiedzą się, ile czeka tutaj na ich atrakcji, będą tłumnie zjeżać i korzystać. Pospieszcie się więc, póki nie ma zbytnich tłumów:)

We współpracy z TCI odwiedziliśmy tarnowskie muzea, nacieszyliśmy się letnią atmosferą rynku, objadaliśmy się w lokalnych restauracjach…A karmią w Tarnowie doskonale! Odwiedziliśmy kolorowe, kwiatowe Zalipie, nowiuteńką ścieżkę w koronach drzew w Ciężkowicach i Skalne Miasto. Degustowaliśmy pyszne wina w lokalnych winnicach i narobiliśmy sobie ochoty na spływ Dunajcem w promieniach zachodzącego słońca. Jednym słowem spędziliśmy cudowny weekend i już mamy plany na kolejny. Bo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a w Tarnowie to już na pewno.

O wszystkich pięknych miejscach poczytacie w naszym wpisie TUTAJ

(Współpraca Tarnowskie Centrum informacji)

Nowy Targ

Największe miasto Podhala i jego historyczna stolica, czyli Nowy Targ. To miasto długo kojarzyło się nam głównie w korkami na trasie do Zakopanego lub Czorsztyna. Rowerowa zajawka zmieniła wszystko. Pojechaliśmy odkrywać rowerowy Szlak Wokół Tatr, a odkryliśmy Nowy Targ 🙂

Przejeżdżając przez to miasto faktycznie trudno się zakochać. Są korki, urody nie widać, a atrakcje są schowane za rogiem, z dala od głównej arterii. Wystarczy jednak tylko zboczyć z trasy przelotowej i odkrywamy lokalne atrakcje z różnych dziedzin. W dodatku żadnego tłoku nie spotkaliśmy, czy to wiosną, latem, czy jesienią. Nawet zimą, podczas ferii, obyło się bez tłumów i to nawet na stokach narciarskich!

A co jest fajnego w Nowym Targu? Zacznijmy od widoku na Tatry. Tylu widoków naraz na te malownicze szczyty nie widzieliśmy w żadnym innym mieście. I to z tak wielu perspektyw, że trudno policzyć… Z lotniska, z torfowisk, czy ze ścieżki rowerowej wzdłuż Dunajca. A co poza widokami?

Rynek

Na nowotarski rynku przywitają Was owce. I to nie byle jakie, tylko wielkie, w przyjaznym uścisku. Rzeźba autorstwa Michała Batkiewicza nosi tytuł „Dialog”. Myślę, że można te mega owieczki zaliczyć od Owczego Szlaku, który powstaje w mieście. Jeśli dobrze poszukacie, znajdziecie jeszcze inne, np. owcę rowerzystkę, baristkę czy lotnika.

Jak każdy szanujący się rynek i ten nowotarski ma swój ratusz. To XIX wieczny budynek z ciekawą wieżą zegarowa zakończoną hełmem w iglicą.

Na rynku koniecznie trzeba skosztować lokalnych lodów. Trafiliśmy do dwóch lodziarni, każda twierdzi, że serwuje jedyne tradycyjne lody nowotarskie. Nie doradzimy, które to te idealne, nam smakowały i jedne i drugie. Najlepiej skosztujcie sami.

Torfowisko – Rezerwat Bór na Czerwonem

Najwyżej położone lotnisko w Polsce? Znajdziecie je właśnie w Nowym Targu.

To punkt obowiązkowy pobytu w mieście o każdej porze roku. Latem na spacery i rowery, zimą na biegówki. Wyznaczono tutaj kilka tras, rożnej długości. Krótsze w obrębie lotniska, czy dłuższe, nawet aż Szaflar. Biegacie sobie uśmiechnięci wpatrując się w Tatrzańskie szczyty, bo widok na góry jest z lotniska idealny!

Tuż obok lotniska znajduje się jeden z najstarszych rezerwatów w Polsce (1925 rok) czyli Bór na Czerwonem. To unikalny typ torfowiska, tzw. wysokie. Możecie pospacerować jedną z wielu ścieżek czy dotrzeć do platformy widokowej, z której poza torfowiskiem można podziwiać Tatry. Tutaj też można rozpocząć wycieczkę rowerową Szlakiem Wokół Tatr, czy wyruszyć w przeciwnym kierunku, nad jezioro Czorsztyńskie.

Tuż obok znajdują się tereny rekreacyjne nad Dunajcem. Zimą trasy nart biegowych, latem ławeczki i leżaki, a na to wszytko spogląda jednak z nowotarskich owieczek, owca rowerzystka. Usadowiła się tuż przy moście, z pewnością jej nie przeoczycie.

Brama w Gorce

Odwiedźcie koniecznie Centrum Przyrodniczo-Edukacyjne „Brama w Gorce”. To piękny kompleks, otwarty w 2023 roku. Znajdziecie tutaj wieże widokowe, plac zabaw, ścieżka w koronach drzew (1300 m) , 40 metrowy tunel podziemny z ekspozycja multimedialną pawilon edukacyjny z salą kinową, duży plac zabaw, kawiarnie. Bilet rodzinny 140-180 zł (kup on-line, wyjdzie taniej)

Turbacz, najwyższy szczyt Gorców

Nowy Targ to oczywiście piękny widok na Tatry, ale też brama w Gorce, i to dosłownie. Najpiękniejszy, według nas, szlak na najwyższy szczyt tego pasma, Turbacz (1310 m n.p.m) prowadzi właśnie z dzielnicy Nowego Targu, Kowaniec.

Turyści docierali na Turbacz już w XIX wieku, zachwalając widoki, podobno w tamtych czasach można stąd było nawet zobaczyć Kraków. Nieco poniżej szczytu znajduje się całkiem eleganckie schronisko, z którego rozciąga się bajeczny widok na tatrzańskie szczyty.

Obecnie na Turbacz prowadzi kilka szlaków, od strony Rabki Zdrój, Obidowej czy Ochotnicy. Nam najbardziej spodobał się szlak zielony z Długiej Polany. Jest łagodny i ma tylko 6.5 km w jedną stronę, a do tego jest bardzo widokowy. Widzicie więc, że nie trzeba mieć kondycji na poziomie górskiej kozicy, żeby zdobyć Turbacz.

Trasa, którą proponujemy, jest w dodatku bardzo widokowa. Cały czas towarzyszy nam fantastyczny widok na tatrzańskie szczyty. Oczywiście takie widoki wydłużają całą wędrówkę, trzeba się co chwilę zatrzymać i napatrzeć. A jest na co!

Widokowa trasa na Turbacz

Startując z Długiej Polany możecie zaparkować wygodnie na parkingu, który znajduje się tuż przy wejściu na szlak. Nawet w sobotę w czasie ferii zimowych był pustawy, może koszt 20 zł/dzień zniechęcał? Nam taka cena wydała się rozsądna, nie szukaliśmy opcji na dziko.

Już po chwili docieramy do pierwszego pięknego widoku na Tatry, szczególnie trudno nie było. Generalnie nieco bardziej strome podejścia są 3, i to krótkie, poza tym idzie się bardzo wygodnie. Trasa szeroka, łagodna, a bajeczne widoki na Tatry wychylają się zza każdego zakrętu.

Trochę głodni dotarliśmy do schroniska, podziwiając widok za oknem wzmocniliśmy się żurkiem i chrzanową, po czym podeszliśmy na sam szczyt Turbacza. Ze schroniska to ok. 10 min łagodną ścieżką. Na górze wiało niemiłosiernie, szybko więc ruszyliśmy w drogę powrotną. Początkowo mieliśmy w planach zejście szlakiem żółtym, robiąc pętlę. W tym wypadku byłoby to ok. 15 km. Jednak wymyśliliśmy sobie zejście do nowej atrakcji Brama w Gorce, postanowiliśmy więc wrócić tą samą drogą.

Z jednej strony pomysł był świetny, schodząc w dół wszystkie te cudowne widoki mieliśmy cały czas przed oczami. Niestety trasa, która na skróty chcieliśmy dotrzeć do kładki, okazała się bardzo trudna. Mocno rozjeżdżona przez zwózkę drewna i terenówki, miejscami oblodzona, miejscami tonęliśmy w błocie. Do tego bardzo stroma, warunki więc nie ułatwiały zejścia.

Do Bramy w Gorce dotarliśmy już mocno zmęczeni, musieliśmy więc odpuścić tę atrakcję, szczególnie, że wizja solidnego obiadu stawała się coraz bardziej natarczywa. Mogliśmy planowo zejść żółtym szlakiem, byłaby ładna pętla, no ale cóż… Nie każda decyzja okazuje się trafiona.

I tak byliśmy bardzo zadowoleni. Trasa bardzo przyjemna, pogoda wręcz wiosenna, a widoczność nieprawdopodobna.

Szczegóły trasy

Szlak zielony z Długiej Polany na Turbacz to 6,5 km w jedną stronę, nasza wersja alternatywna w obie strony dała 17 km.

Poziom trudności: łatwy
Możliwość zrobienia pętli – powrót szlakiem żółtym (15 km)
Na Długiej Polanie dostępny parking 20 zl/dzień

Ślad trasy możecie pobrać TUTAJ

Jezioro Czorsztyńskie

Rowerowo to dość znana i oblegana atrakcja. Ale przecież Jezioro Czorsztyńskie to nie tylko słynna rowerowa Velo Czorsztyn.

Samochodem dojedziecie tutaj z Nowego Targu w ok. 20 min., jest też świetna opcja na rower. Velo Dunajec na tym odcinku jest nie tylko widokowe, ale i mało uczęszczane. Ale o tym za chwilę.

Jezioro Czorsztyńskie to tak naprawdę sztuczny zbiornik z zaporą i elektrownią szczytowo-pompową . Budowa tego obiektu rozpoczęła się w 1969 roku, a została przekazana do eksploatacji całkiem niedawno, w 1997 roku.

Wokół jeziora znajdziecie całkiem sporą bazę noclegową, ale też 2 zamki. Ten w Niedzicy jest lepiej zachowany i dość sławny, natomiast ruiny zamku w Czorsztynie nie są aż tak popularne.

Możecie się wybrać na widokowy rejs łódką po jeziorze, albo skorzystać z opcji przepłynięcia między zamkami. To też doskonała okolica na obserwację spektakularnych wschodów i zachodów słońca. Na północnym brzegu jeziora (od strony zamku Czorsztyn) znajdziecie mnóstwo doskonałych punktów widokowych. Jeśli zdecydujecie się podjechać w okolice Wielkiego Pola Widokowego, dostaniecie jeszcze więcej wrażeń.

Dębno

Na zachodnim krańcu Jeziora Czorsztyńskiego znajduje się mała miejscowość Dębno. Miejscowość, jakich wiele na Podhalu, ale ma dwie fantastyczne atrakcje: fantastyczny widok na Tatry i zabytkowy, drewniany kościół.

Wpatrywania się w tatrzańskie szczyty nigdy za dużo, wiadomo, kiedy pogoda dopisze można patrzeć w nieskończoność. Jak już się napatrzycie zróbcie sobie przerwę na obejrzenie drugiej miejscowej atrakcji. To jeden z najlepiej zachowanych drewnianych kościołów w Polsce i jeden z najbardziej znanych zabytków, nie tylko w Polsce, ale i za granica. Co ja w szkole robiłam, że o tym nie wiedziałam?

Wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, XV-wieczny, niepozorny, drewniany kościółek, kryje w sobie zaskakujące wnętrze. Pomijam XV-wieczne ławy pokutne, faktycznie diabelnie niewygodne, ale te koronkowe ozdoby i niesamowite polichromie naprawdę zachwycają. Te ostatnie to najlepiej zachowane polichromie w Polsce, 33 kolory, 12 układów, 77 motywów… i 100 westchnień zachwytu!

Nie jesteśmy szczególnymi fanami turystyki sakralnej, ale to cacko jest niesamowite. Wcale nie dziwi, że kościół był nominowany w konkursie siedmiu cudów Polski. Zasłużył. Wpadajcie i podziwiajcie.

Informacje praktyczne znajdziecie TUTAJ

Wycieczki rowerowe z Nowego Targu

Nowy Targ to idealny punkt wypadowy na najsłynniejsze polskie trasy rowerowe: Velo Dunajec, Velo Czorsztyn i Szlak Wokół Tatr.

Kiedy na ścieżce nad jeziorem Czorsztyńskim zaczyna się sezonowy, weekendowy tłok, wystarczy pojechać wzdłuż Dunajca w przeciwnym kierunku. Tam tłumów nie będzie, trasa jest piękna a widoki, jak to z Nowego Targu… Tatry jak na dłoni.

Trasa z zachodniego czubka jeziora Czorsztyńskiego (Dębno) do Nowego Targu to ok. 15 km. Nieco dłuższa (60 km w obie strony), ale równie widokowa trasa, zaprowadzi Was do Zakopanego. Omijacie główne drogi i tłok, który tam panuje. Za to widoków nie omijacie ani trochę.

Szczegóły obu wycieczek znajdziecie w naszym wpisie TUTAJ

Sucha Beskidzka

Małe miasteczka skrywają w sobie często wspomnienia dawnej potęgi. Dziś często niepozorne, mogą pochwalić się wieloma wiekami zaskakującej historii Taka też jest małopolska Sucha Beskidzka. Współcześnie niewielkie miasteczko, jakich wiele. Umiarkowanie urodziwe, z pewnością nieco poza utartym turystycznym szlakiem, tłumów tutaj nie spotkacie.

A jednak kiedyś była prężnym i ważnym ośrodkiem, po którym teraz zostało kilka ciekawostek, które warto poznać. Słyszeliście kiedyś o Państwie Suskim? W XV i XVII wieku była to znacząca posiadłość ziemska, należąca do Piotra Komorowskiego, który urzędował w Zamku w Suchej Beskidzkiej właśnie. Później urzędowali tutaj Wielopolscy, Braniccy i w końcu Tarnowscy.

W okresie swojego, ok. 250-letniego istnienia, „państwo suskie”najdłużej, bo przez niemal 180 lat, pozostawało w rękach rodu Wielopolskich. Ważną rolę w Państwie Suskim odegrała także kobieta, Anna Konstancja Lubomirska. Mieszkała w Suchej i osobiście zarządzała majątkiem. Była podobno nowoczesną, surową gospodynią. Weszła nawet w konflikt z suskim klasztorem, który ciągnął nielegalne zyski z produkcji i sprzedaży gorzałki.

O Lubomirskiej opowiadano różne rzeczy, o okrucieństwie czy torturach w zamkowych lochach. Posądzano ją nawet o wysłanie na lepszy świat swoich dwóch mężów… Nie dziwi zatem, że szybko pojawiła się legenda o Białej Damie, spacerującej nocami po zamkowych krużgankach. Tym duchem miałaby być właśnie Anna Lubomirska. W rzeczywistości była to po prostu mądra i silna kobieta, która dbała o swój majątek, a kary bardziej godziły w portfel niż ciała delikwentów.

Po tym „złotym” czasie państwa suskiego pozostało w okolicy kilka ciekawych miejsc, wartych odwiedzenia.

Renesansowy Zamek

Zamek w Suchej Beskidzkiej z zewnątrz prezentuje bardzo okazale. Nawet nieco dziwi tak atrakcyjna budowla w niewielkim, umiarkowanie urodziwym miasteczku. A jaka jest historia zamku?

Otóż w XVI wieku niejaki Gasparo Castglione, znany jako Kaper Suski, u stóp góry Jasień wzniósł dwór obrony. Kilka lat później, na początku XVII wieku, dobra trafiły w ręce Komorowskich, i to właśnie Piotr Komorowski przebudował zamek na wzór krakowskiego Wawelu. Dziedziniec z krużgankami i trójskrzydłowy układ przetrwał do dziś.

W kolejnych latach zamek był w rękach Wielopolskich, Branickich i Tarnowskich. Same znamienite rody! Po II wojnie światowej, jak wiele innych obiektów, pełnił różne, mniej eleganckie funkcje: mieścił gimnazjum, internat czy fabrykę mebli. Dopiero w1975 zdecydowano o otwarciu w nim filii muzeum wawelskiego. Aktualnie, poza muzeum, w zamku mieści się Wyższa Szkoła Turystyki i Ekologii, hotel i restauracja. My skierowaliśmy się do muzeum, zastanawiając się czy czymś nas zaskoczy.

Co zobaczycie w Zamku?

I faktycznie, w pierwszej sali nieco oniemieliśmy. Otóż znajdowała się tam wystawa poświęcona kinematografii… Trochę nie wiedzieliśmy, skąd to nawiązanie do filmu, ale to się szybko wyjaśniło. Wiedzieliście , że słynny amerykański reżyser Billy Wilder, pochodził właśnie z Suchej Beskidzkiej? My nie mieliśmy pojęcia, ale filmowa wystawa od razu nabrała sensu.

W zamku można zobaczyć wystawę archeologiczną, wnętrza z salą rycerską i kaplicę zamkową. W sali rycerskiej zachował się ogromny, oryginalny XVII-wieczny kominek, natomiast w kaplicy nadal widoczne są resztki polichromii. Nam najbardziej spodobały się krużganki, pięknie wyglądają z dołu, ale najlepiej po nich pospacerować.

Przy zamku jest niewielki park, który skrywa jeszcze jedną perełkę, oranżerię. Przez lata stała zrujnowana i szpecąca otoczenie. Żal było patrzeć, jak taki ładny budynek niszczeje. Jakieś było nasze zaskoczenie, kiedy zobaczyliśmy ją w całej krasie, pięknie wyremontowaną, przekształconą na kawiarnię! Park od razu prezentuje się lepiej, w dodatku wnętrza kawiarni nawiązują do pierwotnego zadania budynku i pyszne ciastko możecie zjeść pod palmowym liściem.

Karczma „Rzym”

Jedna z najstarszych i najsłynniejszych polskich karczm. Według legendy odwiedził ją Pan Twardowski i Mefistofeles, który to mistrza porwał na księżyc. Nad wejściem zobaczycie godło karczmy z koniem i księżycem, które nawiązuje do ballady Mickiewicza.

Karczma pochodzi z XVIII wieku, z czasów Augusta III, kiedy to Wielopolscy uzyskali przywilej jarmarków końskich. Wiadomo, że targowa osada potrzebuje takiego przybytku. Potężny, drewniany budynek, kryty czterospadowym, gontowym dachem, z arkadowym podcieniem robi wrażenie.

Na szczęście po niefortunnym „odnowieniu” karczmy w latach 40tych XX wieku, kiedy to została otynkowana (!) a jej dach pokryto papą (!), pod koniec lat 60-tych został jej przywrócony oryginalny wygląd. Niestety w ostatnich latach kulinarnie podupadła, ale zawsze warto zobaczyć ten kawał historii. Takich obiektów nie spotkacie wiele.

Dwór w Stryszowie

Na odwiedziny w tym ziemiańskim dworku zasadzaliśmy się kilka lat. Trafiliśmy na niego przypadkiem, kręcąc się po okolicy w czasie covidu. Oczywiście był zamknięty na głucho. Wyglądał jednak ciekawie, cały czas korciło nas, żeby zajrzeć do środka. No i wreszcie się udało, chociaż ponownie wyglądał na nieczynny. Okazało się, że to tylko dach wzbogaca się w nowe gonty, wnętrze można swobodnie zwiedzać.

Pierwotnie wzniesiony w XVI w przez Adama Suskiego, jako dwór obronny. Obecny budynek pochodzi jednak z XVIII wieku, został przebudowany w 1741 (nadal możecie zobaczyć oryginalny napis na belce tragarzowej na pietrze (Renovatum Anno Domini 1741). Od tej pory występuje jako barokowa rezydencja wiejska.

Po wojnie został przejęty przez PGR i powstała tutaj szkoła, organizowano kino objazdowe i potańcówki. Trochę musiał być zrujnowany takim użytkowaniem. Ostatecznie w 1969 roku utworzono w dworze muzeum, będące oddziałem Zamku Królewskiego na Wawelu.

Zobaczycie wnętrze ziemiańskiej rezydencji, typowe dla XIX wieku. Salon, jadalnię, gabinet i sypialnię. Dwór jest niewielki, ale ciekawy. Niegdyś ściany zewnętrzne i wewnętrzne oraz stropy były ozdobione barokową polichromią, jednak w XIX wieku Julian Górczyński przeprowadził solidny remont. Większość polichromii została zamalowana lub pokryta tynkiem. Pozostałości można nadal zobaczyć w salonie na pasie pod stropem oraz na drewnianych kasetonach sufitowych.

Na zwiedzanie wystarczy zarezerwować sobie około godziny. Koszt biletu to 15 zł, można płacić kartą. Samochód zaparkujecie bezpłatnie pod spichlerzami po drugiej stronie ulicy.

Jezioro Mucharskie

Niedawno pojawiła się też nowa atrakcja w okolicy Suchej Beskidzkiej, Jezioro Mucharskie. Tak naprawdę to nie jezioro, tylko sztuczny zbiornik retencyjny na rzece Skawie. Jest to najdłużej prowadzona inwestycja hydrologiczna w Polsce.

Zaprojektowana w latach 50tych XX wieku, budowa rozpoczęła się w latach 80tych. Po wielu opóźnieniach, w 2019 została uruchomiona elektrownia wodna na zaporze zbiornika. Prace wykończeniowe i porządkowe zakończyły się dopiero wiosną 2020 r. i rozpoczęto napełnianie. Trochę to trwało, prawda? Ale jezioro wygląda naprawdę malowniczo.

Można tutaj pospacerować, jest też ciekawa i widokowa trasa rowerowa, chociaż raczej dla zaawansowanych. Nas zachwyciła, ale jednocześnie pokonała…. Górki są malownicze, ale dają popalić. Chociaż kiedyś wrócimy tutaj zaopatrzeni w rowerki ze wspomaganiem, jest naprawdę widokowo.

Oświęcim

Z pewnością każdy z Was słyszał o miasteczku Oświęcim i najprawdopodobniej wielu z Was kojarzy się ono jedynie z obozem zagłady Auschwitz. Ponieważ wychowaliśmy się i mieszkamy niedaleko, to trudne i przygnębiające miejsce odwiedziliśmy kilkakrotnie. Dla każdego naszego gościa z zagranicy jest to zwykle punkt obowiązkowy. Nie byliśmy więc wyjątkiem i takie skojarzenia mieliśmy.

Dodatkowo wydawało się nam, że to niewielkie miasto w sąsiedztwie jest wyjątkowo nieciekawe. I w tym wypadku potwierdza się zasada, że nie można oceniać na podstawie uprzedzeń czy opinii innych, nawet jeśli te opinie pochodzą od lokalsów. Cóż… nie zawsze doceniamy to, co oglądamy na co dzień, często nawet nie do końca znamy naszą najbliższą okolicę. Kiedy już dotarliśmy tutaj na dokładniejsze oględziny, spotkaliśmy więcej turystów z Włoch czy Francji, niż Polaków.

Po raz pierwszy do centrum przyprowadziły nas rowery. Znana trasa WTR (Wiślana Trasa Rowerowa) w pewnej chwili zbacza ze szlaku wyznaczanego przez Wisłę i prowadzi właśnie przez Oświęcim. Dotarliśmy do ładnych bulwarów nad Sołą, nad którymi zobaczyliśmy zamek. Wstyd przyznać, ale nie mieliśmy pojęcia, że w Oświęcimiu jest zamek…W tej chwili nie pozostało nam już nic innego, jak tylko obejrzeć miasto dokładniej i odkryć jego historię.

Historia Miasta

Miasto może się pochwalić ośmiuset letnią historią. Jest jednym z najstarszych piastowskich grodów kasztelańskich w Polsce! Na początku XIV wieku powstało księstwo Oświęcimskie, z księciem Władysławem na czele.

Kiedy w połowie XV wieku ostatni książę oświęcimski sprzedał swoje włości królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi, księstwo wcielono do Korony. Później, w czasie potopu, Szwedzi zrobili to, co wszędzie, ograbili i zniszczyli. 29 sierpnia 1863 r. wielki pożar pochłonął połowę miasta: 100 domów, kościół, szpital, i dwie synagogi. Straty były ogromne!

Oczywiście ważnym punktem historii miasta jest II wojna światowa i Muzeum Auschwitz, ale nie chcemy skupiać się w tej chwili na tym aspekcie. Wolimy pokazać tę mniej znaną twarz Oświęcimia.

Osada Barakowa

Kiedy w XIX wieku bieda zaczęła coraz mocniej doskwierać, rozpoczęła się masowa emigracja robotników z Galicji. Wymarzona Ameryka, Europa czy chociażby Prusy wabiły obietnicami lepszego życia. Oświęcim był ostatnim miasteczkiem zaboru austriackiego, tutaj więc docierały tłumy. Nie wszystkim udawało się zdobyć pracę w bogatszym świecie, zostawali więc w Oświęcimiu na dłużej.

Właśnie dla tych robotników sezonowych i emigrantów w 1916 roku stworzono osadę, która mogła pomieścić 12 tys. osób. Powstało 22 murowane budynki i 90 baraków. Emigranci używali ich tylko 2 lata, po upadku Austro-Węgier osada była zamieszkiwana przez uciekinierów z Zaolzia, a część przejęło wojsko.

To właśnie tuta w 1940 roku naziści postanowili umieścić obóz koncentracyjny. Istniały już budynki i węzeł kolejowy, wystarczyło tylko wysiedlić mieszkańców najbliższej okolicy. Osada powstała, żeby ułatwić ludziom dotarcie do lepszego życia, a w co się przekształciła, niestety wszyscy wiemy…

Rynek

To miejsce, które chyba przeszło największą przemianę. Kiedyś w centralnym miejscu Rynku stał dom handlowy Tęcza, nadbudowany na niemieckim schronie przeciwlotniczym. Miał się nijak do otaczającej go architektury, ot typowa socjalistyczna, stalowo-betonowa kostka. Powiedzieć, że nie dodawał uroku, to jak nic nie powiedzieć. W 2009 roku ta dyskusyjna budowla została rozebrana, a cały rynek poddano rewitalizacji.

Kiedy odwiedziliśmy ostatnio Oświęcim, pomimo tak popularnej ostatnio betonozy, Rynek bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Przestronny, czysty, kolorowy. Przez szklaną płytę można zobaczyć fundamenty pierwszego, XVI-wiecznego ratusza, metalowym otokiem wytyczono ślad po wyburzonym bunkrze, zrekonstruowano studnię.

Znajduje się tutaj stary Ratusz, w którym aktualnie mieści się ciekawe muzeum, elegancka kamienic Ślebarskich (aktualnie Sąd Rejonowy) i kilka mniejszych zabytkowych budynków. Jak to w małych miasteczka, życie toczy się tutaj powoli i spokojnie.

Bulwary

Od Rynku tylko kilka kroków dzieli was od bulwarów nad Sołą. Wydaje nam się, że to tutaj koncentruje się życie mieszkańców. W przeciwieństwie do rynku, tutaj zawsze spotykaliśmy sporo osób, chociaż do tłumu im daleko. Na bulwarach dzieci się wyszaleją, dorośli odpoczną w cieniu, a i nogi w rzece można pomoczyć.

Podobno już niedługo bulwary przejdą metamorfozę, powstanie 10 hektarowy park, zielone tarasy, place zabaw… Chętnie wybierzemy się za jakiś czas zobaczyć, co z tego wyszło.

Zamek

Kiedy już odkryliśmy, że w Oświęcimiu jest zamek, trzeba było koniecznie odwiedzić jego wnętrza. Usadowiony na wzgórzu, nad Sołą średniowieczny budynek prezentuje się ciekawie. XIII wieczna wieża, w której kiedyś znajdowało się więzienie, XVI wieczna część zamku i XX wieczny łącznik, niezły zlepek..Znaczną część fortyfikacji zabrała w XIX wieku rzeka, pozostały jedynie resztki murów. Jak podają kroniki, Soła przecięła wzgórze zamkowe na pół.

Pod zamkiem powstały 2 tunele, starszy, z XVIII wieku, z czasów zaboru austriackiego i drugi, nowszy, wybudowany przez Niemców w czasie wojny, działający jako schron przeciwlotniczy. W tunelach można wziąć udział w interaktywnej “Grze o Niepodległą” . To ścieżka ulokowana w czasach I wojny światowej, wcielicie się w młodego rekruta Ignacego i przejdziecie ścieżkę bojową z Legionami, aż do odzyskania przez Polskę Niepodległości. Czekają na was zagadki, zadania zręcznościowe i inne wyzwania.

W zamku można wejść na wieżę, zobaczyć wystawę stałą: wnętrza mieszczańskie, rekonstrukcję okopów i wystawy czasowe.

Najlepiej kupić bilet łączony za 25 zł na zamek z wieżą i muzeum w ratuszu. Jeśli chcielibyście zwiedzić tylko zamek, bilet kosztuje 12zł+ 8 zł wejście na wieżę. Muzeum nie jest wielkie, ale chociaż ciekawe, nie trafiliśmy na wielu zwiedzających.

Ratusz

Muzeum w Ratuszu odkryliśmy dzięki wizycie na zamku. Skorzystaliśmy z biletu łączonego, Rynek jest dwa kroki od zamku i zobaczenie tych dwóch atrakcji nie jest trudne.

Aktualny ratusz to budynek XIX wieczny, poprzedni spłonął wraz z połową miasta w wielkim pożarze. W czasie wojny było połączony podziemnym korytarzem z bunkrem przeciwlotniczym na rynku. Po wojnie mieściły się tutaj dość niechlubne instytucje, UB i posterunek Milicji. W 2018 roku, po renowacji, otwarto w Ratuszu filię Muzeum Zamek.

Przyznaje, że to miejsce bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Sporo multimedialnych atrakcji dla dzieciaków, wnętrze nowoczesne, tłoku brak….W piwnicach w najstarszą historie Oświęcimia wprowadzi was para książęca, Władysław i Eufrozyna. Oczywiście to para wirtualna 🙂 Na wyższych piętrach poznacie historię miasta od potopu szwedzkiego do czasów współczesnych. W okres międzywojenny wprowadzi was wirtualny Burmistrz Roman Mayzel.

Ale największa niespodzianką okazał się eksponat motoryzacyjny. Nie miałam pojęcia, że w Oświęcimiu były produkowane samochody! Możecie tutaj podziwiać oryginalny model samochodu Praga – Oświęcim model Baby z 1936 r. Piękne cacko, świetnie wyremontowany, jest też atrakcją multimedialną. Można zasiąść za jego kierownicą i przejechać się ulicami przedwojennego Oświęcimia. Oczywiście wirtualnie… My nie mieliśmy szczęścia, w czasie naszej wizyty ta atrakcja była niedostępna. Ale mamy ochotę wrócić i nadrobić.

Jeśli będziecie w okolicy z dziećmi, to świetne miejsce do odwiedzenia. Nie będą się nudzić ani starsi, ani młodsi.