Czy można zwiedzić Malmo i Kopenhagę w jeden dzień, w dodatku spędzając urlop w Świnoujściu? Czy taka „Skandynawia w pigułce” jest możliwa? I czy można się przy tym dobrze bawić i nie paść ze zmęczenia?

Plan wyjazdu był ciekawy, kierunki od dawna przez nas planowane, koszt umiarkowany, dlaczego nie spróbować? Skandynawia w pigułce to oczywista oszczędność urlopu i funduszy.

Trochę nas hamowała perspektywa wyjazdu zorganizowanego, to zdecydowanie nie nasza bajka. Lubimy być panami własnego losu, a w zasadzie zwiedzania. Sami decydować, co gdzie i w jakim tempie. Po podsumowaniu plusów i minusów podjęliśmy odważną decyzje, co tam, jedziemy!

Jak zobaczyć dwa kraje w jeden dzień, czyli Skandynawia w pigułce

Wyjazd organizowała firma „Fregata” ze Świnoujścia i stąd też wyruszaliśmy w podróż. W planie jednodniowa „galopka” czyli 25 godzin atrakcji.

Nocny przejazd autokarem ze Świnoujścia do Rostocku dawał szanse na drzemkę uzupełniającą, oczywiście jeśli ktoś potrafi zasnąć w pozycji siedzącej… 2 godziny na promie to świetna okazja na śniadanie i poranny spacer po pokładzie. A potem już tylko atrakcje. Najpierw przejazd do Malmo mostem Oresund, szybki objazd miasta i chwila na zwiedzanie starówki i nowszych atrakcji. Trochę krótko, ale lepiej krótko niż wcale.. Zanęta została zarzucona, trzeba przyjechać na dłużej.

Ponownie przejazd słynnym mostem i wreszcie czas na główną część programu, Kopenhagę. Dzięki sprawnym „podwózkom” udaje się nam sprawnie przemieszczać między kolejnymi punktami programu i jest nawet czas na godzinny rejs po kanałach miasta. Wieczorny czas wolny kurczy się do godziny na szybki posiłek. Nie jest źle, coś tam zdążyliśmy zjeść.

W drodze powrotnej na prom nawet ja przysypiam… Dzień wypełniony atrakcjami robi swoje, organizm potrzebuje regeneracji. Dwie godziny na promie każdy wykorzystuje jak lubi, jedni śpią, inni podjadają, my popijamy kawkę i winko. Przed nami jeszcze trasa Rostock- Świnoujście i już powoli pojawia się marzenie o ciepłym prysznicu i miękkiej pościeli. Docieramy do domu o 3.00 w nocy, po 25 godzinach od wyjazdu. Część wycieczki jedzie dalej, do Międzyzdrojów i Kołobrzegu… i tym biedakom już nie zazdrościłam

Czy ten wyjazd był męczący?

Oczywiście, że był! W zasadzie każdy wyjazd wymaga trochę poświeceń i wysiłku. Jednak zmęczenie mija, niewyspanie nadrobimy po powrocie, odciski się zagoją, a wszystko co uda się nam poznać, przeżyć i zobaczyć zostaje z nami na zawsze.

Opcja sprawdzona, da się zrealizować założony plan i wrócić o własnych siłach, w dodatku z głową pełną pozytywnych wrażeń. Wydaje mi się, że indywidualnie byłoby to dużo trudniejsze do wykonania, a już z pewnością o wiele droższe. Opieka doświadczonego przewodnika jest w takiej galopce nieoceniona. Skandynawia w pigułce to całkiem fajny pomysł.

Jakoś też udało nam się przeżyć brak kontroli nad tempem i przebiegiem zwiedzania, od czasu do czasu można dać się poprowadzić. Może jeszcze kiedyś skusimy się na jakiś inny wyjazd z „Fregatą”, kto wie…

KOPENHAGA -Część 1 Skandynawia w pigułce

Czy da się zwiedzić Kopenhagę w jeden dzień? Absolutnie nie! Ale wycieczka „w pigułce” też ma swoje zalety.

Można wpaść na mały rekonesans i poczuć trochę skandynawskiego luzu. Można zobaczyć sporo i zapragnąć wrócić. Z pewnością jednak nie da się poznać miasta.

W Kopenhadze spędziliśmy tylko pół dnia, ale wszystko zostało tak zorganizowane, że zobaczyliśmy całkiem sporo.

Kopenhaga kanał Christianshavn łodki Skandynawia w pigułce
Christianhavn, Skandynawia w pigułce

Biblioteka Królewska

To co uderzyło nas na samym początku tej wycieczki, to architektura. Fantastyczne połączenie nowoczesnych, prostych form z zabytkowymi obiektami.

Biblioteka Królewska jest tego świetnym przykładem. Ta jedna z największych europejskich bibliotek składa się z dwóch członów – części starej, zabytkowej, z pomnikiem Sørena Kierkegaarda, i nowej, znajdującej się przy nabrzeżu. Połączenie dwóch tak różnych budynków wyszło Duńczykom znakomicie.

Nowa część biblioteki nazywana jest Czarnym Diamentem. Elewacja wyłożona czarnym granitem z Afryki robi niesamowite wrażenie.  Kwitnie tutaj życie towarzyskie, można nie tylko poczytać ale i spędzić miło czas przy kawiarnianym stoliku w widokiem na wody kanału. Można też odwiedzić wyjątkowo mało urodziwa Syrenkę, ale nie dajcie się zwieść, to nie jest TA słynna, kopenhaska Syrenka.

Zabytkowa biblioteka znajduje się w bardziej pasującym do epoki ogrodzie, z uroczą sadzawką, fontanną, różanymi rabatami i wspomnianym już pomnikiem poety Kierkegaarda. Latem na trawnikach ogrodu można się swobodnie powylegiwać

Christiansborg

Z ogrodów Biblioteki już tylko dwa kroki do pałacu Christiansborg. Obecny pałac to budowla dość współczesna, po ostatnim pożarze z 1884 roku został odbudowany dopiero na początku XX wieku.  Królowie nie bardzo się kwapili o zamieszkania w tej rezydencji, wybierając Amalienborg. W sumie im się nie dziwie, trzeba przyznać że budowla prezentuje się dość ponuro. 

W pałacu znajduje się sala tronowa, sale reprezentacyjne oraz królewskie stajnie. Podczas naszego spaceru przed pałacem spotkaliśmy 2 piękne, białe konie.

To tutaj mieści się Parlament przed którym, o dziwo, nie stoi rząd zaparkowanych limuzyn, tylko rowerów. Należą one oczywiście do parlamentarzystów i wyobraźcie sobie, że autentycznie przyjeżdżają nimi do pracy.

Amalienborg

Po pożarze dotychczasowego zamku królewskiego w 1794 roku, król ekspresowo zakupił pałac w nowopowstałej dzielnicy Frederiksstaden i przeniósł się do niego wraz z całą rodziną.

Pałac składa się z 4 rokokowych budynków rozplanowanych wokół przestronnego placu. Ponieważ dziedziniec Pałacu jest dostępny dla wszystkich, jako oznaka otwartości rodziny królewskiej, można sobie swobodnie popatrzeć na gwardzistów. Żadnych barierek, ochrony, przepędzania, zakazów… Wszystko dla ludzi, otwarcie, bez nadęcia…

Amalienborg jest niewątpliwą atrakcja turystyczną, głównie ze względu na królewskich gwardzistów. Pełnią oni straż przy każdym z 4 pałaców, gdzie można też zobaczyć charakterystyczne czerwone budki strażnicze. Ich wielkość i kształt ołówka sugerują, że gwardzista raczej nie powinien być zbyt dobrze zbudowany… Gwardziści w dni powszednie ubrani są granatowe kurtki. Mundur galowy noszony w święta to czerwona kurtka i czarne spodnie z lampasami. W każdej wersji gwardziści noszą futrzane bermyce. Te czapki chyba najbardziej przyciągają wzrok.

Codziennie w południe odbywa się uroczysta zmiana warty, a w niedzielę, kiedy Królowa jest w pałacu, wydarzenie to odbywa się z wielką pompą, orkiestra wojskowa, galowe mundury, jednym słowem wszelkie luksusy. Niestety tej wersji nie udało nam się zobaczyć, wpada do koszyka „na następny raz”. Oglądamy jednak krótką paradę gwardzistów i okazuje się że to dziewczyny! Tak, w Gwardii Królewskiej służą także kobiety.

Amelienborg zdecydowanie robi na nas lepsze wrażenie niż szarobury Christiansborg. Nic dziwnego, że monarchowie wolą rezydować właśnie tutaj. Pałac można też zwiedzać, informacje znajdziecie na stronie

Nyhanv i rejs po kanałach Kopenhagi

Te kolorowe kamienice to chyba najbardziej instagramowe miejsce w Kopenhadze. Faktycznie, uroku nie można im odmówić. Wzdłuż nabrzeża, nazywanego „najdłuższym otwartym barem Skandynawii”, zgodnie z definicją znajdziecie mnóstwo lokali,  ale raczej z tych na grubszą kieszeń. Skandynawia w pigułce to też sposób na budżetowy wyjazd, tutaj tanio nie jest …

Jeszcze w połowie XX wieku była to dzielnica domów publicznych, teraz to główna atrakcja turystyczna miasta. Znajdziecie tutaj ekspozycję drewnianych statków i najstarszą kamienicę Nyhavn 9.  Wybudowana w 1681 roku do dziś zachowała swój oryginalny wygląd.

To właśnie z Nyhavn można udać się na wycieczkę po kanałach. Około 60-osobowe stateczki przewiozą was wokół największych atrakcji miasta, które można oglądać z zupełni innej perspektywy. Bywa, że statek z trudem mieści w się w świetle mostu, w niektórych miejscach kapitan musi precyzyjnie wykręcać po kilka razy, żeby pokonać zakręt… Jeśli tylko pogoda dopisze bardzo polecam taki godzinny rejs, to bardzo dobrze wydane 10 euro.

Syrenka w Langelinieparken

Kilka kroków od Amalienborg znajduje się park Langelinie. To właśnie tutaj przysiadła na kamieniu  słynna Syrenka Andersena.

Stoi, a w zasadzie siedzi, już od 1913 roku.Jest to postać wyjątkowo uwielbiana przez mieszkańców Kopenhagi. Kiedy w 2010 wyjechała do Szanghaju na wystawę EXPO, specjalna instalacja video umożliwiała zaniepokojonym Duńczykom sprawdzanie, co u Syrenki słychać.

Ale oczywiści popularność ma też swoje ciemne strony, co i rusz rzeźba padała ofiarą aktów wandalizmu. A to obcięto jej głowę, a to pomalowano farbą, wysadzono w powietrze, ubierano  w biustonosz… Co jakiś czas mieszkańcy urządzają jej też huczne urodziny, w tym roku, 23 sierpnia, przypadają 110 , ciekawe jakie atrakcje przewidziano…

Fontanna Gefion

Jeśli wybierzecie się na spacer z Amalienborg do Parku Langelinie, po drodze natkniecie się na imponującą fontannę Gefion (Gefionspringvandet).

Zgodnie ze skandynawskim mitem szwedzki król obiecał nimfie Gefion tyle ziemi, ile uda się jej zaorać w ciągu jednaj nocy. Zamieniła więc swoich synów w woły, zakasała rękawy i solidnie przyłożyła się do pracy. I tak powstała wyspa Zelandia, na której leży teraz Kopenhaga .

A z ciekawostek, fontannę ufundował Carlsberg, z okazji 50 rocznicy istnienia. Sprawdziliśmy, ale z fontanny tryska tylko czysta woda, nie piwo …

Plac Ratuszowy i deptak Stroget

Chwila na Rådhuspladsen i lecimy na słynną ulicę Stroget, nie na zakupy markowych ciuchów, tylko na szybką kolację.

Stroget to najpopularniejsza ulica Kopenhagi, wypełniona wszelkiej maści sklepami,  tymi ekskluzywnymi i sieciówkami. To jeden z najsłynniejszych deptaków Europy, ale zakupy tutaj to atrakcja dla tych bardziej wypchanych portfeli.

Z braku czasu nasza kolacja ogranicza się do bardzo „duńskiego” dania. Wcinamy  neapolitańską pizzę, prawie tak smaczną, jak ta oryginalna, i jak na Kopenhagę, naprawdę niedrogą.

Już najedzeni zatrzymujemy się przed Ratuszem, imponującym budynkiem z początku XX wieku. Ciekawa ozdoba to nietypowym zegar: 18 tarcz, 12 mechanizmów dla różnych stref czasowych, pokazuje położenie słońca, gwiazd i całą masę innych astronomicznych cudów.

Ratusza pilnują też figury smoków, znajdziecie je też przy Smoczej fontannie na placu (Dragespringvande).

Obok ratusza spotkacie też nobliwego Pana Andersena, spoglądającego na plac.  Uścisk dłoni Hansa Christiana to jednocześnie nasze pożegnanie z Kopenhagą.

Pobyt krótki, ale bardzo treściwy. Teraz musimy pojechać do Kopenhagi raz jeszcze i zobaczyć więcej, bardziej pobyć i przesiąknąć duńskim luzem…

MALMO – cześć 2 Skandynawia w pigułce

My wpadliśmy tutaj tylko na moment, nie tylko przejazdem ale można powiedzieć przelotem.  

Udaje nam się jednak zobaczyć co nieco.

To trzecie, po Sztokholmie i Goeteborgu, miasto Szwecji przywitało nas niesamowitym spokojem. Słoneczny weekend, widać sporo ludzi, czy to na rowerach czy spacerujących, ale nie ma tego znanego nam pędu, pospiechu, bieganiny…. Od razu spływa na człowieka spokój.

Most Oresund

Kopenhagę od Malmo dzieli tylko cieśnina i przewieszony przez nią most. I to nie byle jaki, to most jedyny w swoim rodzaju. Długo planowano polaczenie między Danią i Szwecja, prom to jednak nie jest najwygodniejszy sposób komunikacji.

Problemem było lotnisko Arlanda i prądy morskie w cieśninie Sund. Morze wymagało mostu wystarczająco wysokiego, bliskość lotniska na taką konstrukcję nie pozwalało. Skandynawowie byli jednak mocno zdeterminowani i sposób znaleźli.

Od strony Kopengagi powstał podmorski tunel, z którego po prawie 4 kilometrach wyjeżdżamy na sztucznie zbudowaną wyspę. Przy okazji na wyspie powstała ostoja ptaków, które mają się tam znakomicie. Wyspą jedziemy kolejne 4 kilometry i tutaj dopiero zaczyna się most. Wystarczająco daleko od lotniska, żeby mógł być tak wysoki, jak wymagają tego warunki nad cieśniną. Mostem możemy się cieszyć przez prawie 8 kilometrów.

Była to bardzo kosztowna inwestycja, podobno zwróciła się jednak wcześniej, niż zakładano. Stał siętak wygodnym połączeniem, tak drogowym jak kolejowym, że wiele osób mieszka taniej w Malmo, dojeżdżając do pracy w Kopenhadze.

Przejazd mostem jest atrakcją samą w sobie, a przy okazji pozwala na połączenie pobytu w obu miastach w jedną wycieczkę.

Stare miasto (Stortorget)

Zaczynamy od wizyty na Wielkim Rynku (Stortorget),z samego rana prawie całkowicie pustego.Piękny budynek Ratusza, fontanna, dużo kwiatów i oczywiście pomnik króla na koniu, tym razem to Karol X Gustaw. Konne, królewskie posągitowarzyszą nam podczas całej wycieczki, tylko królowie się zmieniają. Konie w sumie sadzą, że też…

Mnie zachwyciła tutaj elegancka, publiczna toaleta, ten kto mnie zna wie, że mogłabym napisać przewodnik „szlakiem toalet”. Taka przyziemna sprawa, a jednak brak toalety na trasie może zepsuć niejedną wycieczkę.

Z  Wielkiego Rynku przechodzimy na Mały Rynek (Lilla Torg). Niestety na wizytę w zabytkowej aptece Pod Lwem jest za wcześnie ale za to możemy zobaczyć Optymistyczną Orchiestrę, zabawna instalację artystyczną na trasie między dużym a małym rynkiem.

Przyznam, że na Małym Rynku podobało mi się bardziej. Kameralnie, kolorowo, mniej oficjalnie, miło byłoby przysiąść na kawie w jakiejś klimatycznej knajpce… Niestety czas z gumy nie jest, chcemy zobaczyć jeszcze co nieco, wiec ta przyjemność zostawiamy sobie na kolejną, z pewnością dłuższą wizytę.

Vastra Hamnen

Chcemy zobaczyć też ta bardziej współczesną twarz miasta, zaglądamy do Vastra Hamnen.

Jeszcze niedawno była to dzielnica przemysłowa, znajdowała się tutaj stocznia z największym na świecie dokiem. Metamorfoza miała miejsce dopiero w 2001 roku. Dziś jest to piękna, zielona i spokojna dzielnica Malmo, podobno najdroższa i bardzo ekskluzywna. 

Nazywana jest „Miastem Jutra”, neutralna jeśli chodzi o emisje dwutlenku węgla, to z jej powodu Malmo otrzymało w 2012 roku nagrodę Special Mention.  Energia z wiatru, słońca i biogazu, klimatyzacja z paneli słonecznych i wody morskiej, systemy magazynowania energii , cała dostępna paleta źródeł Eco.

Cały teren jest niesamowicie przestronny i zielony, z jednej strony morze, deptaki z drewnianą, prostą infrastrukturą, wszędzie trawniki usiane stokrotkami, stawiki z kaczkami, fontanny. Taka forma ekskluzywności bardzo mi odpowiada…

Jakże ta cześć Malmo różni się od starówki. A jednak w obu tych światach czuć ten sam spokój, panuje ta sama cisza i porządek.

Turning Torso

Charakterystycznym punktem tej części Malmo, świetnie pasującym architektonicznie do dzielnicy, jest wieżowiec Turning Torso. Wykonany ze stali i białego marmuru, jest świetnie widoczny z wielu punktów miasta.

Wieżowiec jest budynkiem prywatnym, można go oglądać tylko z zewnątrz, chyba że wynajmiecie sobie jedną z sal konferencyjnych. Poza biurami jest tutaj też część mieszkalna. Budynek ma aż 54 piętra, a całość przekręca się w górę co 10 stopni, czyli skręt budynku wynosi 90 stopni.

Czy warto wpaść na city break do Malmo?

To co udało nam się zobaczyć w tym ekspresowym „locie ptaka” zasiało w nas spore ziarno ciekawości. A jeszcze bardziej to, czego nie udało nam się zobaczyć. Taki rekonesans to niezła zachęta do powrotu. Jest tutaj co oglądać co najmniej przez weekend.

Co najbardziej urzeka w Malmo, to atmosfera. Wszędzie panuje ten spokój, z którym spotykamy się w całej Skandynawii. Chill, spacer, niespieszna kawa czy wycieczka rowerowa. Poza zwiedzaniem i poznawaniem można też po prostu pobyć, wyciszyć się i naładować  baterie.

Malmo to też marzenie każdego wielbiciela dwóch kółek. Kilometry pięknych, bezpiecznych, świetnie przygotowanych ścieżek rowerowych zapraszają do niespiesznego zwiedzania miasta, ale też tej bardziej dzikiej okolicy. Już widzieliśmy się pedałując w stronę mostu nad Sundem o zachodzie słońca J

Ta wiec wpadliśmy, rozejrzeliśmy się i natychmiast zrodził się plan na dłuższą wizytę. Może w połączeniu ze zwiedzaniem regionu Skania, kto wie? Potencjał jest!