Apulia wczesną wiosną to doskonały pomysł, chociaż pogoda to jednak trochę loteria. Może być już pięknie i ciepło, ale nie zawsze dopisuje takie szczęście. My trafiliśmy na słoneczną aurę, którą zagwarantowała cudowne widoki, ale przez większość pobytu wiał piekielnie zimny wiatr.

Jednak jak mówią Norwegowie „nie ma złej pogody, tylko złe ubrania”  więc zgodnie z tą zasadą, ubrani na „cebulkę”, wyruszyliśmy na objazd apulijskich miasteczek. Ponieważ był to nasz pierwszy pobyt w tej części Włoch ograniczyliśmy się do standardowych punktów programu.

Zwykle dolatując do celu samolotem wynajmujemy samochód, co pozwala zobaczyć więcej i zaoszczędzić czas. Apulia jednak nie jest zbyt przyjazna w tej kwestii, tak więc tym razem wybraliśmy transport publiczny. Okazało się, że była to świetna decyzja.

Bari, oriechiette i Królowa Bona

Włochy są niesamowicie różnorodnym miejscem. Jeszcze 150 lat temu każdy region był oddzielnym organizmem i jest to nadal widoczne. Każda część Włoch to inny dialekt, krajobrazy, kuchnia, styl bycia. Na południu Włoch jest może mniej wystawnie, ale bardziej swojsko, ciepło i gościnnie.

Wybierając się do Apulii wybraliśmy jako bazę Bari. Wynajęliśmy mieszkanie w samym sercu starego miasta Bari Vecchia, z widokiem na Zamek i Bazylikę San Sabino. Był to strzał w 10! Podróż bez samochodu daje możliwość wtopienia się w wąskie uliczki i ciasno upchnięte, stare kamieniczki. O parkowaniu samochodu można w tej okolicy zapomnieć, ale tym razem nie musimy się tym martwić. Własne nogi i komunikacja publiczna w zupełności wystarczą.

Mogliśmy do woli błądzić po wąskich uliczkach, o każdej porze dnia gubiąc się w innym zaułku, pić poranną kawę spoglądając z balkonu na majestatyczną siedzibę Bony Sforzy, wychodzić „w kapciach” po najlepsze w Bari fritto misto Don Fish czy niesamowitą focaccia barese w jednej z tradycyjnych, sąsiednich foccacerii. Wystarczy podejść do pobliskiego portu i za kilka euro można kupić świeże mule.

Co zobaczyć w Bari?

Punktem obowiązkowym jest Castello Svevo, siedziba Bony Sforzy. Ja zwiedzałam Zamek indywidualnie, wybrałam się zaraz po otwarciu, byłam tylko ja i obsługa. Jako Polka zostałam przywitana prawie jako gość honorowy.

Zamek jest symbolem miasta, wita zwiedzających do starego, zabytkowego centrum miasta. Zbudowany przez Normanów w XII wieku, zniszczony, a następnie odbudowany przez Fryderyka II w XIII wieku, jest jedną z najciekawszych fortyfikacji w regionie.

Został ppdarowanu przez Ferdynanda Aragońskiego książęcej rodzinie Sforzów, którzy rozbudowali zamek. Twierdza wkrótce została przekazana córce Sforców, Bonie, królowej Polski, która zmarła tam w 1557 roku.

W Zamku cyklicznie organizowane są festiwale i wystaw.

Królowa Bona została pochowana w innym symbolu Bari, Bazylice św, Mikołaja. Tam też można oglądać jej mauzoleum. Pomnik grobowy powstał w XVI w, ufundowany przez jej córkę Annę Jagiellonkę. Nagrobek z białego i czarnego marmuru znajduje się za ołtarzem głównym.

Opuszczając stare miasto mijamy Piazza Mercantile, najważniejszy plac Bari, centrum handlowe miasta od XIV wieku a obecnie miejsce gdzie wieczorem skupia się życie mieszkańców. Kierujemy się w stronę nowej części miasta, gdzie atmosfera jest już zupełnie inna. Ta cześć miasta powstała dzięki Gioacchino Muratowi. To ta elegancka cześć miasta, z szerokimi ulicami, wysokimi, bogatymi kamienicami, eleganckimi sklepami. Granicę między starym i nowym Bari wyznacza Corso Vittorio Emanuele II.

Nowe Bari to powstało w XIX wieku, znajduje się tu wiele ważnych budynków publicznych jak  uniwersytet, Teatr Petruzelli, Teatr Margherita z pięknym widokiem na morze. To tutaj znajdują się też wszystkie dworce.

Polignano a Mare, pocztówkowe miasteczko

Pierwsza pobyt w Apulii to obowiązkowa wizyta we wszystkich pocztówkowych punktach regionu. Trzeba przecież na własne oczy zobaczyć te perełki…

Do Polignano z Bari bardzo szybko i niedrogo można dojechać pociągiem, łącząc ten wyjazd z pobliskim Monopoli. Starówka przypomina, kto jest najsłynniejszym mieszkańcem tego miasteczka… Nad głównym deptakiem zawieszone są strofy jednej z najsłynniejszych włoskich piosenek…

Kto z nas nie nucił radośnie „Volare… ooo.. cantare.. oooo… Domenico Modugno urodził się właśnie w Polignano. Nad skalistym wybrzeżem stoi też jego pomnik.

Plaża Lama Monachile

Oczywiście w Polignano a Mare najważniejsza jest słynna plaża Lama Monachile. W promieniach marcowego słońca zatoczka prezentowała się pięknie, ze względu na porę roku i chłodny wiatr było raczej pustawo, idealne miejsce na lunch „al sacco”, czyli piknik. W miejscowym sklepie z lokalnymi przysmakami kupujemy apulijski chlebek, zestaw wędlin i serów i zajadamy te pyszności na plaży. To nasz ulubiony sposób na szybki posiłek w środku dnia. Wąskimi uliczkami można spacerować w nieskończoność, zatrzymując się na aperitivo, espresso czy po prostu podziwiając widoki z różnych punktów skalistego wybrzeża.

Monopoli, czas na chill

Sąsiednie Monopoli jest równie urokliwe. Kolejne malownicze zaułki, spacer wzdłuż morza, kolorowe łódki kołyszące w błękitnej zatoce…. W promieniach słońca, nawet kiedy jest chłodno, wskazówka dobrego humoru od razu leci w górę.

Są tutaj oczywiście do zobaczenia kościoły, place, zamek…

Dla nas był to punkt programu na włoskie dolce far niente. Leniwy spacer po pięknym, nadmorskim deptaku, wygrzewanie się w słoneczku, coś dla podniebienia…

W spokojnym rytmie można się nacieszyć oczy widokami, a podniebienie miejscowymi smakołykami. I to jest właśnie najprzyjemniejsze w podróżowaniu po Włoszech.

Trani, miła niespodzianka

Dużym, bardzo pozytywnym zaskoczeniem wyjazdy było Trani. To niewielkie miasteczko oddalone o 50 km od Bari, do którego bardzo szybko można dojechać pociągiem, wpadło nam zupełnie niespodziewanie w dniu wyjazdu. Bez większych oczekiwań zajechaliśmy tam na obiad. Spokojne, przestronne, z pięknymi zabudowaniami i ogromnym wyborem ciekawych knajpek, stało się dla nas wisienką na torcie tej wycieczki. W dodatku pogoda znacznie się poprawiła, zrobiło się wreszcie cieplutko, tak więc mogliśmy się cieszyć tym dobrodziejstwem bez ograniczeń.

Alberobello, niezwykła kraina Trulli

Klimatyczne miasteczko Alberobello chodziło mi po głowie od baaaardzo dawna, ale jakoś zawsze było nie po drodze. Przy okazji wypadu do Bari nareszcie udało nam się dotrzeć i tutaj. W dodatku zwiedzaliśmy luksusowo, w ciszy, spokoju i bez tłumów. Takie zalety wyjazdów poza sezonem…

Historyczne centrum Alberobello zostało wpisane w 1996 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Znajduje się w nim ponad 1000 trulli, bajkowych domków charakterystycznych dla tej okolicy. Trulli to niewielkie, białe budynki z dachem w kształcie stożka, które pochodzą z połowy XIV wieku. Zostały zaprojektowane w celu uniknięcia podatku nakładanego zgodnie z prawem Królestwa Neapolitańskiego, który dotyczył każdego nowego budynku. Ze względu na brak zaprawy trullo było konstrukcją tymczasową, nie podlegającą tej daninie. Jego grube ściany gwarantowały też doskonałą równowagę termiczną.

Trulli zbudowane są z suchego wapienia, bez zaprawy, ze ścianami pobielonymi mleczkiem wapiennym i charakterystycznym dachami.

Popularna atrakcja bez tłumów

Zwykle w Alberobello są tłumy, nam jednak udało się niespiesznie obejść miasteczko praktycznie pustymi uliczkami. Przyjechaliśmy z samego rana, jednym z pierwszych autobusów. Sklepiki i kawiarnie dopiero się otwierały, napotykaliśmy praktycznie tylko tych turystów, którzy przyjechali wraz z nami. Niestety trafiliśmy na dość pochmurny poranek, dlatego widoki nie były tak spektakularne, jak w czasie słonecznej pogody. Ale cóż, coś za coś….

Jak już zajrzeliśmy w każdy zaułek, spojrzeliśmy na trulli z każdej możliwej perspektywy, przyszła pora na słodkie podsumowanie wycieczki… Trafiliśmy na cukiernię Martinucci Maestri Pasticceri i dopadła nas klęska urodzaju… czego tam nie mieli… ech, ślinka cieknie na samo wspomnienie

Ale że wszystko co dobre szybko się kończy trzeba było ogarnąć drogę powrotną i tutaj zaczyna się włoski Bareja. Linia kolejowa w remoncie, więc mamy zastępczą komunikację autobusową… ale skąd odjeżdża ten autobus i o której … oto jest pytanie!

Na szczęście po kilku pogawędkach z kim popadło trafiamy bezbłędnie i wracamy do Bari. Urok Alberobello zostaje z nami na długo ..

Matera, miasto wykute w skale

Zwykle wyjeżdżamy tylko na kilka dni więc, jakby nie kombinować, nie da się zobaczyć wszystkiego. Matera była takim właśnie punktem. Bardzo chcieliśmy tam dotrzeć, ale czas potrzebny na dojazd wydawał nam się nieco zbyt długi. A jednak się udało! Taki niespodziewany bonus wyjazdu.

Z Bari można do dojechać Matery bardzo wygodnie pociągiem. Nie znajduje się ona co prawda w Apulii, lecz w sąsiednim regionie Bazylikata, ale wiele osób zagląda tutaj lecąc właśnie do Bari.

Podróż co prawda wymaga przesiadki, ale jest doskonale zsynchronizowana w czasie i przestrzeni.

Matera to dwa światy, nowoczesny dworzec, przyjemne kawiarnie, eleganckie ulice a z drugiej strony ciasno upchnięte w wąskich uliczkach kamienne domostwa. Mnóstwo zaułków, mini podwórek i schodów…To właśnie schody i ciągłe dreptanie góra-dół będą nam się zawsze kojarzyły z dniem spędzonym w Materze.

Historia Matery

Jest to jedno z najstarszych miast świata. Domostwa wydrążone w tufie były zamieszkałe już 7000 lat p.n.e i, co ciekawe, ludzie mieszkali w tych warunkach nieprzerwanie aż do czasów współczesnych.

Od wieków południe Włoch było biedniejsze i skromniejsze a w Sassi di Matera ta bieda była szczególnie widoczna. Jeszcze w latach 60-tych XX wieku ludzie mieszkali tutaj w ciasnych i ciemnych jaskiniach, wspólnie z inwentarzem, bez bieżącej wody i prądu. Umieralność niemowląt była na niewiarygodnym poziomie a większość populacji była analfabetami.

Matera stała się symbolem włoskiej hańby i w końcu rząd zdecydował radykalnie rozwiązać ten problem. Ogromnym nakładem finansowym wybudowano kilka dzielnic z nowoczesnymi mieszkaniami, wszelkimi wygodami i pełną infrastrukturą, dokąd wysiedlono ponad połowę mieszkańców Sassi. Jednak ludzie przeniesieni ze swoich skromnych domostw, gdzie żyli „wśród swoich” przez całe życie, z trudem przyzwyczajali się do nowego. Wielu z nich uporczywie wracało na stare śmieci i w końcu, ze względów bezpieczeństwa, zdecydowano o całkowitym zamknięciu tej części miasta. Przez 30 lat miasto, w którym hulał wiatr, popadało w ruinę.

Matera współcześnie

W końcu w 1993 roku Matera została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Unesco i rozpoczął się proces rewitalizacji. Od kilku lat jest to już tętniące życiem, pełne turystów miasto.

Kamienny, antyczny urok jednak pozostał, i to w tak nienaruszonym stanie, że Matera „zagrała” Jerozolimę w „Pasji” Mela Gibsona. Była planem filmu „Ben-Hur” czy „Maria Magdalena”.

Strome, kręte, kamienne uliczki stały się też sceną dla bardziej współczesnych historii filmowej, z Jamesem Bondem w roli głównej („Nie czas umierać” z 2021 roku).

W 2019 roku Matera została Europejską Stolicą Kultury.

Żałowaliśmy, że nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy pobyt, Cudownie byłoby urządzić sobie trekking wzdłuż rzeki, na przeciwległe wzgórze. Klimatyczny byłby też spokojny wieczór w mieście, najlepiej podczas kolejnej edycji „Matera Cielo Stellato”. W noc San Lorenco oświetlenie w mieście zostaje wyłączone a dzięki tysiącom światełek LED można podziwiać miasto w niesamowitej odsłonie.

Cóż, wszystko jeszcze przed nami.

Może kiedyś uda nam się tu wrócić ….

🎬Krótki filmik, przybliżający to niesamowite miasto znajdziecie w poniższym linku:

Co jeść w Apuli?

Bari jest niesamowicie klimatycznym miastem. Masowa turystyka jeszcze tutaj nie dotarła, choć tanie loty, również z Polski, sprawiają, że ta część Włoch w ostatnich latach stała się bardzo popularna.

Najlepsze co można zrobić w Bari to zgubić się w plątaninie starych uliczek, przysiąść na placu z aperitivo lub kawą czy skusić się na lokalną przekąskę.

Typowe tutaj są foccacie, z których słynie Apulia, z dodatkiem pomidorków czy oliwek, bogato skropionych oliwą, ciepłe i chrupiące.

Są też sgagliozze, czyli kawałki polenty smażone w głębokim tłuszczu. To tanie i doskonałe danie na szybkie zaspokojenie głodu podczas zwiedzania.

Wieczorem otwiera swoje „okienko” Don Fish, najlepsze fritto misto jakie kiedykolwiek jedliśmy (tuż obok bazyliki San Sabino).

Oczywiście nie może zabraknąć typowego makaronu orecchiette, lepionego na świeżo na uliczkach Bari.

Transport

Z lotniska do centrum Bari można szybko dojechać autobusem miejskim za 1 euro.  Połączenia z Bari do głównych atrakcji są również bardzo wygodne, bilety niedrogie a pociągi czyste i nowoczesne. Jedyny problem to dziwny twór jakim jest kompleks dworców. Każda destynacja posiada własne linie kolejowe, które z kolei mają własny dworzec… Na szczęście wszystkie są zlokalizowane na jednym placu, trzeba tylko rozwikłać zagadkę i wybrać właściwy.

Do Alberobello wybieramy pociąg Ferrovie del Sud Est, który okazuję się autobusem (z powodu remontu linii kolejowej kursuje komunikacja zastępcza).

Trasę z Bari do Polignano a Mare i sąsiedniego Monopoli obsługują Trenitalia, których dworzec znajduje się na tym samym placu, co pozostałe (Piazza Aldo Moro). Ten sam operator dowiezie nas do uroczego Trani, na północ od Bari.

Z dworca Ferrovie Appulo Lucane dojedziemy do Matery, która co prawda znajduję się już w regionie Basilicata, ale jeśli tylko czas pozwoli  warto wygospodarować 1 dzień i zobaczyć to niesamowite miasto.

Jakie wrażenia?

Apulia to piękne miejsce. Zaledwie „nadgryźliśmy” ten torcik atrakcji. Najbardziej oczywiste „must see” mamy za sobą, czas odkryć więcej.

Na kilkudniowy, weekendowy wyjazd nie można zaplanować zbyt wiele. Trzeba przecież pozwolić sobie nie tylko zobaczyć, ale też poczuć klimat regionu. Zatrzymać  się w kawiarni z widokiem, skosztować lokalnej kuchni, poleniuchować w słoneczku…

Ten kilkudniowy wyjazd rozbudził tylko nasz apetyt na dalsze eksplorowanie tego regionu, jeszcze nie całkiem zdeptanego masową turystyką. Z pewnością niedługo zapanujemy kolejny wyjazd do Apulii, jest tam przecież niezliczona ilość mniej lub bardziej znanych perełek do okrycia…