Czy Rugia to naprawdę niemiecka Perła Bałtyku, czy też to określenie to spora przesada?
Jak wygląda wybrzeże Bałtyku po niemieckiej stronie? Czy jest to idealna lokalizacja na wycieczkę rowerową? Skuszeni relacjami w internecie postanowiliśmy to sprawdzić osobiście.
Naoglądaliśmy się zdjęć i relacji z tej niemieckiej wyspy i ziarenko ciekawości zostało zasiane. Czy faktycznie jest tam tak pięknie i różnorodnie? Czy ta niemiecka wyspa faktycznie zasługuje na miano „Perły Bałtyku”? Przy okazji majówki w Świnoujściu wyskoczyliśmy na 1 dzień na Rugię, żeby to sprawdzić na własnej skórze.
Spis treści
Kilka słów o wyspie
Rugia należy do kraju związkowego Maklenburgia- Pomorze Przednie. Krajobraz jest bardzo urozmaicony, od płaskich, szerokich plaż z niskimi wydmami, do urwisk i kredowych klifów na półwyspie Jasmund.
Historia tej bałtyckiej wyspy była burzliwa, należała do każdego po trochu. W XII wieku została opanowana przez Bolesława Krzywoustego, więc możemy się tutaj doszukać i polskich korzeni. Kiedy zamieszkiwali ją Słowianie nosiła nazwę Rana. Później należała do Duńczyków, Gryfitów, a w XVII wieku została włączona do Szwecji. W zasadzie do Malmo stąd faktycznie rzut beretem… Dopiero w 1815 roku Rugia została przejęta przez Królestwo Prus, a pod koniec wieku weszła w skład Cesarstwa Niemieckiego.
Wyspa jest spora i bardzo różnorodna, i zadawaliśmy sobie sprawę, że nie ma możliwości poznania jej w jeden dzień. Postanowiliśmy zobaczyć wszystkiego po trochu, żeby sprawdzić, czy internety nie przesadzają i fatycznie Rugia ma tak duży potencjał na dokładniejszą eksplorację. Taki mały rekonesans przed ewentualna, dłuższą wyprawą.
Park narodowy Jasmund
Na początek spotkania z Perłą Bałtyku poszedł Park Narodowy Jasmund i jego kredowe, klifowe wybrzeże, do którego prowadzi piękny las bukowy. To chyba ta część wyspy, która wzbudza największe zainteresowanie. I z pewnością ta, którą za wszelką cenę chciałam zobaczyć.
Königsstuhl
Najbardziej znanym punktem Jasmundu jest klif Königsstuhl, na którym jest wybudowana platforma widokowa.
Jeśli wybieracie się samochodem, musicie go zostawić na parkingu w Hagen (Gorssparkplaz Hagen , link PARKINH HAGEN) pod samo wejście na klify mogą podjechać tylko autokary. Do wejścia na Konigsthul mamy ok. 3 km spaceru ścieżką wśród bukowych lasów Jasmundu. Nie jest to trudna trasa, ale wymaga trochę czasu.
My na tej krótkiej wyprawie nie mamy go zbyt wiele, szczęśliwie mamy ze sobą rowery. Szybko i sprawnie docieramy na miejsce i to przed autokarami wypakowanymi turystami
Victoria-Sich
Zgodnie z polecajkami z różnych stron nie pobiegliśmy na wspomniany, biletowany klif, na który ciągnęły już rzesze turystów. Podeszliśmy na sąsiedni Victoria-Sicht, z którego jest fantastyczny widok na Königsstuhl (i to bez biletów). Znajduje się on tuż obok, wystarczy podejść wyznaczonym szlakiem ok. 200 metrów.
Zgodnie z polecajkami z różnych stron nie pobiegliśmy na wspomniany, biletowany klif, na który ciągnęły już rzesze turystów. Podeszliśmy na sąsiedni Victoria-Sicht, z którego jest fantastyczny widok na Königsstuhl (i to bez biletów). Znajduje się on tuż obok, wystarczy podejść wyznaczonym szlakiem ok. 200 metrów.
Rzucamy się z zachwytem na pierwszy punkt widokowy z mocnym przekonaniem, że to już TO miejsce. Widok na słynny królewski tron jest wspaniały, białe, kredowe klify w słoneczny dzień robią naprawdę niesamowite wrażenie, do tego turkusowe morze… czego chcieć więcej?
Na szczęście, kiedy opadł pierwszy zachwyt, rozejrzeliśmy się po okolicy i co się okazało? Wybrany przez nas punkt widokowy był tylko wstępem do właściwego widoku, trzeba podejść kawałek dalej i mamy 2 kolejne balkoniki, z których widok jest jeszcze bardziej spektakularny.
Narodził się pomysł na spacer plażą, żeby móc podziwiać klify w całej okazałości. Ścieżki w bukowych lasach Jasmundu też zachęcały to niespiesznego trekkingu, ale niestety, nie tym razem. Rekonesans to rekonesans, trzeba zobaczyć jeszcze kawałek wyspy. Plan na trekking od Sassnitz do klifów jest i dojrzewa:)
Link dojazd rowerem z parkingu Hagen do Konigsthul DOJAZD ROWEREM
Nadmorskie kurorty Rugii
Dalsza cześć wycieczki była zaplanowana już na dwóch kółkach, wzięliśmy na tapetę południowy wschód wyspy, z jej najsłynniejszymi kurortami.
Sellin
Strategicznie parkujemy samochód w połowie zaplanowanej trasy, w miejscowości Sellin. Zobaczymy jak tam sytuacja na południe od miasta, a jak starczy czasu podjedziemy i na północ. Taki jest plan.
Sellin to jedna z bardziej eleganckich miejscowości wschodniego części wyspy. Dostojna, przestronna, z typową dla niemieckiego Pomorza architekturą. Styl zabudowy w tej części wybrzeża jest bardzo specyficzny. Bogato zdobione, „koronkowe” balkony i ganki prezentują się bardzo szykownie. Wszystkie hotele wyglądają, jakby były świeżo malowane, bieluteńkie, żadnych zabrudzeń, szarości, zadrapań…
W Sellin znaleźliśmy nawet osiedle bloków mieszkalnych, ewidentnie współczesnych, wystylizowanych identycznie, jak te zabytkowe hoteliki. Całość spójna, czysta, bardzo uporządkowaną. Cieszy oko, trzeba przyznać.
W Sellin znaleźliśmy nawet osiedle bloków mieszkalnych, ewidentnie współczesnych, wystylizowanych identycznie, jak te zabytkowe hoteliki. Całość spójna, czysta, bardzo uporządkowaną. Cieszy oko, trzeba przyznać.
W Sellin znajdziecie też piękne molo, położone bardzo nietypowo, schodzi się do niego schodami z wysokiego klifu, można go podziwiać praktycznie z „lotu ptaka”.
Objeżdżamy sobie leniwie okolicę i ruszamy na południe, w kierunku miejscowości Gohren
Gohren i Baabe
Ta cześć wybrzeża to bez dwóch zdań nasza bajka. Spokojne miasteczka Baabe i Gohren, trasa rowerowo-spacerowa wzdłuż morza, błękitna woda, biały piaseczek, zdecydowanie nasze klimaty!
Pedałując łagodnie pofalowanym terenem, wśród nadmorskich sosen, cały czas możemy podziwiać turkusową wodę i szeroką plażę. Cisza, spokój, gdzieniegdzie domki letniskowe, dużo przestrzeni. Pięknie, zamarzył nam się dłuższy urlop w takich okolicznościach.
Tak Baabe jak i Gohren mają nieco bardziej swojski klimat niż Sellin.
W Gohren też można pospacerować po molo, już nie tak reprezentacyjnym, jak to w Sellin, ale nadal bardzo ładnym.
Tutaj możecie również odwiedzić gospodarstwo w stylu typowym dla Maklenburgii, składające się z budynków halowych krytych trzcinową strzechą, w którym w tej chwili znajduje się muzeum.
Binz
Dużo czasu nie zostało, po obejrzeniu miejscowości Sellin i wybrzeża na południe od miasta czas ruszyć na północ, do miejscowości Binz.
Początkowo ścieżka rowerowa zachwyca, prowadząc łagodnie wśród lasu. Mniej więcej w połowie drogi wychodzi z niej dusza pomorskich klifów. Solidne podjazdy, jeden za drugim, odzierają nas z resztek sił. Nie poddajemy się jednak i docieramy do celu.
Binz prezentuje się równie szykownie i elegancko jak Sellin. Okazuje się jednak dość zatłoczony, trafiliśmy też na wyjątkowo niesympatyczną obsługę w plażowym barze i jakoś straciliśmy ochotę na dokładniejsze zwiedzanie. Wizyta z rowerami jest tutaj dość kłopotliwa, trzeba je prowadzić wśród sporego tłumu, decydujemy się więc tylko na chwilę relaksu i ruszamy w drogę powrotną. Zdecydowanie Binz nie zapisał się najlepiej w naszej pamięci, chociaż to raczej nie wina samej miejscowości. Jeszcze kiedyś wrócimy ją odczarować:)
W planach mieliśmy jeszcze Putbus i Prorę, ale niestety tym razem czasu nie starczyło na więcej.
Link do trasy wzdłuż wybrzeża TRASA ROWEROWA
Rasender Roland
Rugię można zwiedzać na wiele sposobów: samochodem, autobusem, rowerem…
Można też przenieść się w czasie i pomknąć XIX-wieczną parową kolejką wąskotorową Wściekły Roland (Rasender Roland), która łączy Putbus i Gohren.
Kolej kursuje na odcinku 24 km, a niektóre jej zabytkowe lokomotywy i wagony mają prawie sto lat. Dwukrotnie pociąg przemknął koło nas, wzbudzając słuszne zainteresowanie. Przyjemnie byłoby się przejechać choć kawałek, najlepiej otwartym wagonem…
Bardzo chcieliśmy skorzystać, ale za nic nie udało nam się wpasować w rozkład jazdy. Roland trafił na listę „następna wizyta”.
Poza sezonem pociąg kursuje co 2 godziny, w sezonie co godzinę. Bilet dobowy kosztuje 14 euro. Link: RASENDER ROLAND
Jak nam się podobała Rugia?
Jakie wnioski? Czy faktycznie Rugia zasługuje na miano Perły Bałtyku i jest warta zaplanowania dłuższego popytu?
Już w drodze powrotnej przeglądałam oferty noclegów… Rugia to takie połączenie mojego ukochanego Bałtyku z elegancją i spokojem, którego na naszym wybrzeżu w sezonie bardzo mi brakuje. Takie miejsce trochę w skandynawskim stylu.
Nie ma tutaj plastikowego, chińskiego wystroju i hałaśliwych deptaków, tak dobrze nam znanych z polskiej części wybrzeża. Natłok parawanów zastępuje cisza wiklinowych koszy. A ponieważ zdecydowanie nie jesteśmy fanami taplania się w lodowatej wodzie , wydaje nam się, że letni wypoczynek na Rugii mógłby być strzałem w dziesiątkę. Może ten niemiecki „ordung” po kilku dniach zacząłby nieco ciążyć, a może akurat nie? Na pewno sprawdzimy!
Absolutnie musimy tu wrócić na dłużej, na rowerowo-trekkingowe szaleństwo… Na wieczorne spacery po kurortach, przejażdżkę Rolandem, spacer plażą wzdłuż klifów…
No i na dalsze testowanie kulinarnego hitu wyjazdu, śledziowej buły Fischbrotchen
Zdecydowanie 1 dzień na Rugi to za mało, ledwo zanęta, mam nadzieję, że wrócimy tu już niedługo.