Trasa R10 wzdłuż Bałtyku to 430 km, my podzieliliśmy sobie na kawałki i niespiesznie pokonujemy ją już trzeci rok.

Ponieważ każdy wyjazd nad morze musi zawierać wszytki elementy relaksu, staramy się nie poświęcać całego czasu na kręcenie. Lubimy pospacerować po plaży, dać się oczarować zachodowi słońca, poleniuchować wsłuchani w szum fal i krzyki mew.

Z tego właśnie powodu podczas każdego wyjazdu nad Bałtyk podążamy jakimś kawałkiem trasy R10, często 2 razy, w obu kierunkach. Przy okazji udaje nam się poznać wszystkie, nawet najmniejsze, mniej lub bardziej turystycznie miejscówki naszego wybrzeża.

Bałtyk odwiedzamy zawsze i tylko poza sezonem. Tylko wtedy ma dla nas urok i a na wycieczki rowerowej jest to idealny moment. Nawet w najbardziej popularnych miejscowościach i na najbardziej pożądanych plażach możecie być sami lub w towarzystwie nielicznych, też szukających ciszy turystów.

Zupełnie nieznanym dla nas kawałkiem wybrzeża był do tej pory odcinek na wschód od Ustki, równocześnie był to kawałek trasy R10, którego nam brakowało.  Przyjemny i w rozsądnej cenie apartament  zdecydował o wyborze bazy noclegowej w Rowach.

I tak znaleźliśmy się w Słowińskim Parku Narodowym, którego tez brakowało na naszej liście „odwiedzone”.

Ponieważ pogoda nieco pokrzyżowała nam plany udało się zorganizować tylko 3 wycieczki rowerowe, za to wszystkie bardzo widokowe. Korzystając z doświadczenia znajomych i nieznajomych oszczędziliśmy sobie słynnego kawałka przez Kluki i tego akurat nie żałujemy …

Plaża Bałtyk pochmurne niebo
Bałtyk poza sezonem

Trasa R10 – Słowiński Park Narodowy

Rowy – Czołpino, 35 km

Na pierwszy ogień poszła trasa bezpośrednio z Rowów, przez teren Parku Narodowego, do latarni w Czołpinie.

Wjeżdżając na teren Parku trzeba pamiętać o bilecie, który jest ważny w dniu zakupu. Jeśli planujecie więcej wycieczek, czy to pieszych czy rowerowych, bardziej sensowna jest opcja biletu 3 dniowego lub tygodniowego.

Trasa przez las, od strony Rowów, prowadzi bardzo wygodną i łatwą ścieżką, można zresztą wybierać różne jej warianty.  Jest to szlak czerwony pokrywający się z R10. Po chwili docieramy do Jeziora Gardno z punktem widokowym i jest to dość popularne miejsce, głównie z powodu niewielkiej odległości od miasta.

Kolejne jeziora, już nie tak duże, ale nadal malownicze, nie są już tak tłumnie odwiedzane i panuje tutaj z reguły błoga cisza. Są to jezioro Dołgie Małe i Dołgie Wielkie.

Również tutaj znajdziecie pomosty, na których można zrobić sobie przerwę i poobserwować ptactwo. A tego tutaj nie brakuje! Jeziorka są płytkie i nieduże, jak przystało na obszar Parku Narodowego dzikie, doskonałe miejsce na relaks dla miłośników natury.

Jadąc dalej na wschód docieramy do Muzeum Słowińskiego Parku Narodowego, gdzie również można zakupić  bilety. Jest też parking, na którym można zostawić samochód, jeśli chcecie zaplanować inna trasę lub wybrać się na wycieczkę pieszą.

Stąd już dwa kroki do Latarni Morskiej w Czołpinie lub na pobliska plażę. Jeśli wybieracie się w jedno lub drugie miejsce warto mieć ze sobą coś do przypięcia rowerów.

Wróciliśmy tą samą trasą, i chociaż nie jest to najlepsze rozwiązanie, to w tym wypadku wydało nam się najlepszym.

Trasa w obie strony to zaledwie 35 kilometrów. Ze względu na liczne miejsca widokowe i przerwy relaksacyjne zajęła nam nieco ponad 3 godziny. Nadaje się w zupełności dla początkujących rowerzystów, na rower trekingowy, można też spokojnie wybrać się na taką wycieczkę z dziećmi.

Rowy – Ustka, przez Poddąbie, Orzechowo – 43 km

Trasę do Ustki zaplanowaliśmy jako trasę mieszaną. W stronę Ustki postanowiliśmy pojechać „malowniczo” czerwonym szlakiem Nadbałtyckim E9, wzdłuż linii brzegowej. Malowniczo zwykle oznacza nieco więcej wysiłku i tak też było tym razem. Szlak prowadzi lasem, z pięknymi widokami, ale za to miejscami po korzeniach, wąskimi ścieżkami czy po piachu. Moja biedna Merida nie była zachwycona, ostatecznie delikatne kółeczka trekkingowe nie są stworzone na takie wyprawy, ale mimo wszystko dała radę. Czasami umęczyć też się trzeba, ale za to nigdy przekąska nie smakuje tak dobrze, jak na klifie z widokiem na Bałtyk.

Trasa prowadzi przez Poddąbie i Orzechowo , pięknymi lasami bukowymi, a że jesień była wyjątkowo plenna, zebraliśmy też nieco grzybów.

Do Ustki niestety wjechaliśmy w deszczu i chęć na zwiedzanie  zachodniej części szybko nam minęła. A  ponieważ turystów w środku dnia nie brakowało, po krótkiej przerwie na obiad i niespiesznym objedzie okolicy zawinęliśmy się w stronę Rowów.

Tym razem, żeby testowanie miało sens, pojechaliśmy regularnie trasą R10, robiąc ładną pętlę. Szlak prowadzi całkiem przyjemnie, tyle że raczej przez pola, więc morzem nacieszyć się nie da. Nadaje się doskonale dla długodystansowych rowerzystów.  Trudniej się zmęczyć, łatwiej rozwinąć większą prędkość, więc można przejechać więcej.

Cała trasa to nieco pow. 40 km, z wszystkimi przerwami zajęła nam nieco ponad 5 godzin. Pomimo pewnych uciążliwości zdecydowanie polecam trasę nadmorska R9, bardzo bałtycka i widokowa.  Nie nadaje się co prawda dla rowerów z przyczepką ale każdy inny powinien dąć radę. Koniec końców moja Merida nie żałowała.

Rowy – plaża Czołpino, wokół Jeziora Gardno – 43 km

Ponieważ ulewa wyeliminowała nam cały jeden dzień musieliśmy podjąć męską decyzję,  z czego zrezygnować. Nie dotarliśmy więc do Łeby, postanowiliśmy wykorzystać ten dzień na dalsze eksplorowanie okolicy i objechać jezioro Gardno.  Słupska Droga Św. Jakuba doprowadziła nas przez Retowo, Gardnę Małą aż do Gardny Wielkiej. Tutaj spędziliśmy romantyczna przerwę na przekąskę na wiejskim przystanku, tak zdecydowała ulewa, i pomknęliśmy dalej, przez Gardnieńskie Łęgi, w stronę morza. W końcu nad Bałtykiem najważniejsza jest plaża i czy rower jest czy nie, nie może jej zabraknąć.

Widok na jezioro i pochmurne niebo

I ponownie Dołgie Małe, Dołgie Wielkie i w stronę morza. Ostatni odcinek jest niezłym wyzwaniem dla rowerów. Co prawda pojawiają się kładki, pozwalające wygrzebać się z piachu, ale duże odcinki są ich pozbawione.  Nadmorski las Parku Narodowego jest jednak taki piękny, że warto było powalczyć z piaskowym żywiołem.

Po sezonie cała trasa była zupełnie pusta, cicha, promienie słońca przebijały się przez powyginane wiatrem sosenki, jednym słowem to co lubimy najbardziej.  W końcu docieramy do plaży i tam bajka trwa. Plaże Słowińskiego Paku Narodowego są niesamowite. Nie wiem jak wglądają w sezonie, podejrzewam jednak, że ze względu na wysiłek, jaki trzeba włożyć w dotarcie na nie, nie są specjalnie zatłoczone. My we wrześniu, w słoneczny dzień, na tej przepięknej plaży siedzieliśmy zupełnie sami. Można stąd podjechać w stronę Rowów wzdłuż morza i następnym razem z pewnością taką opcję wybierzemy. Tym razem stchórzyłam i wróciliśmy szlakiem czerwonym przez las.

Cała trasa to 43 km, zajęła nam niecałe 5 godzin, włącznie z relaksem na plaży. Wiadomo, że nad morzem walka z piachem jest wliczona w ryzyko, więc zbytnio nie narzekamy, chociaż kilka kładek więcej na ostatnim odcinku przed plażą znacząco poprawiłoby nasze odczucia.

Cała okolica Słowińskiego Parku Narodowego i cześć wybrzeża miedzy Ustką a Czołpinem to mnóstwo możliwości dla rowerzystów. My pokonaliśmy tylko 3 trasy i pokręciliśmy się nieco po okolicy, ale w ciągu kilkudniowego pobytu na więcej nie ma szans. Jak już zwiedzimy wszystkie miejscówki nad Bałtykiem z pewnością w te okolice wrócimy.

Tutaj znajdziecie informacje praktyczne, dotyczące Słowińskiego Parku Narodowegohttps://slowinskipn.pl/pl/cennik-turystyka.html