Modernistyczna Barcelona, brzmi zachęcająco… Ale że to tak bardzo popularny kierunek, długo odkładaliśmy ją na później. Wyobrażaliśmy ja sobie jako miasto zatłoczone, głośne, drogie, w którym byli już wszyscy. Jednak pewnego razu do żadnego z wymarzonych kierunków siatka lotów nie była tak atrakcyjna, jak właśnie do stolicy Katalonii. Wpasowała się nam idealnie w długi weekend, a korzyści z zaoszczędzenia urlopu są przecież nie do przecenienia:) Decyzja zapadła szybko, lecimy!
Jak to ze stereotypami bywa, często okazują się nieprawdziwe. Listopad pozwala poznać miasto bez tłumów, a ceny są bardziej przyjazne, niż w sezonie. Przy odpowiednio wczesnej rezerwacji można zamieszkać w centrum i nie zbankrutować. Pozostaje spakować plecak i ruszać w drogę.
Spis treści
L’Hospital de la Santa Creu i Sant Pau
Przeznaczenie sprawiło, że kilka tygodni przed wyjazdem przypadkiem trafiłam na książkę I.Falconesa „Malarz dusz” i wpadłam po uszy w klimat modernistycznej Barcelony początku XX wieku. Okazało się, że 3 dni to zdecydowanie za mało nawet tylko na odkrycie perełek tego okresu, a co dopiero na poznanie i poczucie całego miasta.
Wiadomo, że Gaudi to „must see” więc Sagrada Familia odwiedza każdy. To samo dotyczy Parku Guell i wszystkich , mniej lub bardziej szalonych kamienic. Modernistyczna Barcelona ma wiele do pokazania! My na początek wybraliśmy nieco mniej oczywiste miejsce, które okazało się niesamowicie klimatyczne
Książka zaprowadziła nas do L’Hospital de la Santa Creu i Sant Pau. Szpital znajduje się w modernistycznej dzielnicy Eixample a całość zaprojektował znany architekt Luis Domenech i Montaner.
Budowany przez blisko 30 lat, niesamowity jak na tamte czasy, nawet teraz bardziej przypomina eleganckie miasteczko niż szpital. Wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że w czasach tak ogromnej biedy, wybudowano ogromny, luksusowy obiekt zamiast skupić się na jak najbardziej masowym leczeniu tak wielu potrzebujących..
Szpital cały czas jest jeszcze remontowany, a to co już zostało odrestaurowane robi ogromne wrażenie. Składa się z budynku głównego i 27 pawilonów, a wszystko to połączone podziemnymi korytarzami. Wszystkie obiekty wykończono przepięknymi mozaikami, witrażami, freskami i otoczone drzewami pomarańczowymi. Od 1997 znajduje się na liście Unesco.
Bilet może nie jest tani (15-20 euro), ale do zobaczenia jest sporo. Pięknie odrestaurowane budynki, sale chorych, wystawy sprzętu medycznego. Spacerując po budynkach i wystawach zastanawialiśmy się, dlaczego nie widać tam tłumów. Nie, żeby nam to przeszkadzało, ale jednak dziwne…
Do tego można wypocząć na dziedzińcu wśród drzew pomarańczy, które na wiosnę z pewnością upajająco pachną. Wystarczy 10 minut spaceru od Sagrada Familia i przenosimy się w zupełnie inny klimat. Było to z pewnością jedno z najbardziej nieoczekiwanych przeżyć podczas pobytu w Barcelonie.
Palau de la Musica Catalana
Bardzo chcieliśmy zwiedzić też Pałac Muzyki Katalońskiej, kolejną nieco mniej popularną perełkę również „bohatera” powieści Falconesa. Niestety, jak zwykle, trzeba było iść na kompromis i z czego zrezygnować. Zwłaszcza, że linie lotnicze w ostatniej chwili zabrały nam cały dzień, przyspieszając godzinę wylotu z 20.00 na 8.00
Udało nam się zobaczyć fasadę i wejść do hallu, ale właśnie zaczynał się jakiś koncert, więc tłum o mało nas nie zadeptał. Ale to co zobaczyliśmy, ech…. te wszystkie niesamowite, tak typowe dla barcelońskiego modernizmu, zdobienia i kolory… coś pięknego! A najlepsze znajduje się w sali koncertowej, która jest imponująca. Witraże i ogromna, szklana kopuła symbolizującą słońce to coś, co koniecznie muszę zobaczyć. To miejsce w Barcelonie, którego najbardziej nie mogę odżałować…
Pałac to również dzieło Luísa Domènecha i Montanera, jednego z najważniejszych przedstawicieli modernizmu. Pieniądze na budowę pochodziły z darowizn od zamożnych kupców i przemysłowców. Architekt chciał stworzyć „ogród dla muzyki”, w którym słuchacze mieliby się zanurzyć i dać się oczarować bogactwu detali. Pałac Muzyki został otwarty w 1908 roku. W latach 80-tych Palau de la Música Catalana został przebudowany i zmodernizowany, ale uroku podobno nie stracił.
Palau de la Música Catalana od 1997 roku znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO a jego sala koncertowa jest podobno jedną z najpiękniejszych na świecie. Następnym razem zobaczymy więcej, niż tylko przedsionek 🙂
Modernistyczna Barcelona i jej szalone kamienice
W Barcelonie nie można przeoczyć słynnych modernistycznych kamienic, stworzonych przez mistrzów gatunku dla bogatych mieszczan.
Casa Amatller, autorstwa Josepa Puiga i Cadafalcha, została wybudowana w 1875 r., aby końcem XIX wieku stać się rezydencją przedsiębiorcy „czekoladowego” Antoniego Amatllera. Jego córka mieszkała w tym oryginalnym budynku aż do swojej śmierci w 1960 r. Obecnie znajduje się tutaj muzeum, kawiarnia i Instytut Sztuki Hiszpańskiej im. Amatllera, jest otwarta dla zwiedzających.
Najbardziej znana jest Casa Batlló Gaudiego. Tym razem właściciel budynku, Josep Batlló i Casanovas był producentem tekstyliów, który dał Gaudiemu pełną swobodę . Zamiast wyburzyć dom, jak pierwotnie planowano, został on w pełni przebudowany. I tu zaczyna się szaleństwo. Jaką wyobraźnię miał ten człowiek! I chyba dużo radości życia, skoro tworzył tak bajkowe, kolorowe dzieła. Już patrząc na elewację ma się wrażenie, że jest to jakąś siedzibą smerfów. Forma, kolory, zdobienia nie pozwalają przypisać tego dzieła nikomu innemu, tylko Gaudi mógł stworzyć coś tak nieszablonowego.
Obecnie Casa Batlló jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i jest ikoną Barcelony, obowiązkową pozycją i jedną z najwyżej ocenianych atrakcji miasta, którą co roku odwiedza 1 milion gości.
Casa Milo (La Perdera) jest kolejnym dziełem Gaudiego, którego nie sposób przeoczyć. Także wpisana na Światowego Dziedzictwa UNESCO, wydaję się jednak dużo mniej szalona od Casa Battlo. Jednak „pływająca” fasada bez linii prostych, dużo kutego żelaza, ptaki zrywające się do lotu nadają jej ten typowy dla Gaudiego charakter. To ostatni użytkowy tego architekta, po nim pochłonęła go całkowicie Sagrada Familia.
Park Guell
Gaudiego można nazwać prekursorem recyklingu… Jego pomysł na użycie odpadów i stłuczek kafelków był w tamtych czasach czymś niespotykanym, wywołującym niezłe zdziwienie. Udało mu się stworzyć z tych odpadów bajkowe, kolorowe miejsce.
U mnie te szalone kompozycje i kolory wywołały uśmiech na twarzy. Jest to takie nieco zabawne i bardzo pozytywne miejsce. Czułam się trochę jak w kreskówce. W dodatku jest to świetny punkt widokowy na miasto i na morze.
Obecnie jest to park miejski, ale w założeniu miał być osiedlem dla barcelońskich bogaczy. Pomysłodawcą i inwestorem był przemysłowiec Eusebi Guell, przyjaciel Gaudiego, który planował wybudowanie 60 budynków tak rozplanowanych, aby nie zasłaniać pięknych widoków, w otoczeniu ścieżek, schodów, wiaduktów i roślinności.
Już za życia biznesmena park był uważany za jedną z największych atrakcji turystycznych Barcelony, a duży plac był często wynajmowany do organizowania imprez.
Osiedle nigdy nie zostało ukończono, powstało tylko kilka z 60 planowanych budynków, ale dzięki temu możemy teraz oglądać to miejsce w takiej formie.
Dobrze jest pojawić się w parku z samego rana, niestety dla zwiedzających jest otwarty dopiero od 9.30, wcześniej wstęp mają tylko mieszkańcy. Liczba odwiedzających jest limitowana, lepiej więc w wysokim sezonie w środku dnia może nie być łatwo.
Sagrada Familia
Sagrada Famiglia to ostatnie dzieło Gaudiego, któremu oddał się bezgranicznie.
Moje pierwsze wrażenie, po zobaczeniu tej budowli to było niedowierzanie…. Dlaczego wcisnęli tak monstrualny budynek w tak ciasną zabudowę….
Mam wrażenie, że gdyby Sagrada stanęła w jakimś przestronniejszym miejscu, jej odbiór byłby znacznie lepszy. Chyba nikt nie przewidział rozwoju wypadków.
Bazylika powstaje od 140 lat, 5 pokoleń obserwuje postęp prac. Jest najdłużej budowanym obiektem na świecie. W 1926 roku, po nagłej śmierci Gaudiego, nadzór nad pracami przejmuje jego uczeń. Niestety w 1936 roku, podczas wojny domowej, zostaje poważnie zniszczona a plany spalone.
Budowa funkcjonuje tylko dzięki materiałom, ocalonym z warsztatu Gaudiego oraz z opublikowanym wcześniej planom i zdjęciom. Mnóstwo rzeźb, ornamentów, symboli, ozdób… Bazylice nie brakuje też wież, docelowo ma ich być aż osiemnaście, każda innej wysokości.
Dwanaście z nich symbolizuje apostołów, cztery ewangelistów, a dwie Jezusa i Marię.
Fasady Bazyliki
Budowla ma też 3 zupełnie różne fasady:
Fasada Narodzenia Pańskiego symbolizuje narodziny Chrystusa. To jedyna z fasad ukończona za życia Gaudiego i została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Fasada Męki Pańskiej nawiązuje do śmierci Chrystusa i obejmuje okres od Ostatniej Wieczerzy do ukrzyżowania. Znajduje się tutaj magiczny kwadrat, złożony z 16 pól liczbowych. Suma czterech liczb w dowolnym kierunku da liczbę 33, czyli wiek Chrystusa.
Fasada Chwały Pańskiej nadal jest w budowie, nie można więc jeszcze jej oglądać.
W 2018 roku okazało się, że bazylika jest od 136 lat budowano w zasadzie bez pozwolenia. W wyniku porozumienia między stronami sporu kuria musi wypłacić 41 milionów dolarów.
Miasto przekaże na budowę dodatkowe środki, ale wiadomo już, że zakładanego terminu ukończenia bazyliki planowanego na 2026 rok nie uda się dotrzymać.
O ile pozostałe projekty Gaudiego są specyficzne, ale przyjemne dla oka, o tyle to ostatnie dzieło jest dla mnie trudne do zdefiniowania. Zdecydowanie nie jest to „mniej, znaczy więcej”. Nadal nie umiem określić, czy jest piękna czy dziwaczna, choć trzeba przyznać, że jest oryginalna i robi ogromne wrażenie